Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Ludzie nadal pozostają ludźmi

"Life" to kino SF na przyzwoitym poziomie. Jest w nim wszystko, czego można oczekiwać od klasycznego science fiction: nowoczesne technologie, wiarygodne efekty specjalne i misja, którą niezależnie od okoliczności musi wypełnić odważna załoga. Czy to jednak wystarczy, by zapamiętać ten film na dłużej?

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Członkowie międzynarodowej ekspedycji badającej ślady życia na Marsie mają przed sobą arcyważne zadanie. Muszą zbadać i opisać próbki pochodzące z czerwonej planety, które dostarczyła im sonda, a które od samego początku wyglądają obiecująco. Szybko odkrywają jednak, że mają na pokładzie coś więcej niż tylko niewinnego jednokomórkowca, któremu bezpiecznie można przyglądać się pod mikroskopem.

Nie zdradzę chyba za dużo, jeśli powiem, że organizm sympatycznie nazwany przez mieszkańców Ziemi "Calvinem" nie jest tym, czym wydawał się na początku. Dalszy rozwój wydarzeń nasuwa się sam i w żaden sposób nie zaskakuje - początkowe odkrycie z pięknego i fascynującego zamienia się w śmiertelnie niebezpieczne. Sytuacja szybko wymyka się spod kontroli, a załoga stacji musi zrobić wszystko, by nowa forma życia nie dotarła na Ziemię...

Wizja Daniela Espinosy to wyraźny miks tendencji obserwowanych dotąd w kinie tego rodzaju. Fani gatunku doszukają się tu elementów nawiązujących zarówno do kultowego już "Obcego" (na marginesie - premiera najnowszej części cyklu już 12 maja), jak i zasłużenie docenianej przez środowisko filmowe "Grawitacji". Takich powiązań jest tu więcej, jednak to właśnie one demaskują największą słabość filmu Espinosy - brak oryginalnego pomysłu i autorskiej koncepcji, na miarę choćby ostatniego, znakomitego "Nowego początku". Jeśli dodać do tego sztampowo nakreślone postaci - na pokładzie mamy i zasadniczą kapitan do spraw bezpieczeństwa i kwarantanny Mirandę North, i wesołkowatego Rory'ego Adamsa, i wreszcie mrocznego weterana wojny Davida Jordana (w tej roli Jake Gyllenhaal) - nie dostajemy od twórców "Life" niczego, czego nie oferowaliby nam już wcześniej inni.

W tym kontekście może się wydawać, że paradoksalnie najmocniejszą stroną tego obrazu jest przesłanie, że mimo upływu czasu, rozwoju technologii i idących za nimi aspiracji ludzie nadal pozostają ludźmi, w swoim działaniu kierując się podstawowymi instynktami i emocjami. To właśnie odróżnia nas od bezdusznych maszyn, które sami konstruujemy i - być może - innych postaci życia, jakie skrywa kosmos. Pytanie tylko, kto ostatecznie okaże się silniejszy.

Anna Solak

  • "Life" (2017)
  • reż. Daniel Espinosa