Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Rodzime jądro ciemności

O "Amoku" Kasi Adamik było głośno na długo zanim całość opuściła stół montażowy. Rozpowszechnianie filmowej historii inspirowanej sprawą skazanego za morderstwo Krystiana Bali próbowała bowiem zablokować rodzina ofiary, która nie chciała od nowa przeżywać bolesnej tragedii. Jak zwykle bywa w takich przypadkach, dzięki temu zainteresowanie filmem wzrosło.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

W ekspozycji zestawione zostają okaleczane nożem ciało oraz przekrawane, mające na pierwszy rzut oka podobną fakturę ciasto z nadzieniem wiśniowym. Owo pomieszanie zbrodniczego aktu ze scenką rodzajową kojarzącą się ze zmysłową przyjemnością oraz ciepłem domowego ogniska dobitnie sugeruje, że w świecie przedstawionym "Amoku" pod powierzchnią zwyczajnych spraw czają się patologie - chore fantazje, budzące grozę obsesje i wyzierające z zakamarków przetrąconych dusz szaleństwo.

Na jeden z wrocławskich komisariatów dzwoni anonimowy mężczyzna, który twierdzi, że w książce zatytułowanej "Amok" znajdują się wskazówki mogące pomóc w wyjaśnieniu nierozwiązanej sprawy morderstwa architekta Mariusza Roszewskiego. Podczas rutynowego sprawdzania donosu inspektor Jacek Sokolski odkrywa, że między powieściową a rzeczywistą zbrodnią istnieją liczne podobieństwa. W toku śledztwa detektyw poznaje autora książki - Krystiana Balę. Między mężczyznami zawiązuje się specyficzna więź, za sprawą której na jaw wychodzą skrywane przez nich mroczne sekrety. Z czasem różnica między myśliwym a ofiarą ulega zatarciu.

Adamik najlepiej radzi sobie w pierwszej połowie filmu przypominającej konwencjonalną mieszankę thrillera i kryminału. Klaustrofobiczne biuro Sokolskiego, zdjęcia zbrodni wiszące na ścianach, ćma obijająca się o brzegi świecącej bladym światłem lampki, intensywne interakcje między detektywem i Balą czy bezemocjonalny uśmiech podejrzanego doskonale budują atmosferę niepewności i zagrożenia. Jednak reżyserka nie jest zainteresowana rozwijaniem intrygi i im dalej, tym bardziej stawia na eksplorowanie ciemnej strony duszy. Niestety czyni to na niekorzyść filmu - nadużywanie mrocznej muzyki, powierzchowne odwołania do Baudrillarda i Nietzschego, niepotrzebna retrospekcja czy trywialna scena seksu jako zastępcze wyładowanie nagromadzonych negatywnych emocji coraz bardziej pogrążają historię w banale. Dlatego choć twórcza intencja jest jasna - stworzyć rodzimą wersję opowieści o jądrze ciemności - to trudno oprzeć się wrażeniu, że celu nie dało się osiągnąć nawet połowicznie.

Mimo że "Amok" nie broni się fabularnie, to jednak świetnie wypada aktorsko. Najlepsze sceny kradnie Łukasz Simlat jako inspektor Sokolski - twardziel z tragiczną przeszłością, który w miarę rozwoju fabuły staje się postacią coraz bardziej niejednoznaczną. Bardzo dobrze radzi sobie też Mateusz Kościukiewicz w roli pisarza - jego miła, budząca zaufanie aparycja doskonale kontrastuje z odrażającym charakterem postaci, która głosi na spotkaniach autorskich mizoginistyczne frazesy, a nawet z pewną dozą nieśmiałości obwieszcza światu, że "najbardziej lubi r***ć brzydkie".

I jeżeli z filmu wyłania się gdzieś autentyczne szaleństwo, to właśnie ze śmiechu ubawionych jego słowami czytelników. Bowiem te wszystkie fascynacje i obsesje, tak widoczne na twarzy Bali, mają też dodatkowy wymiar. Bohater nie ukrywa, że kieruje nim żądza sławy i jest gotów zrobić wszystko, by dopiąć celu. Bezwzględnie wykorzystuje więc media, które karmią się tymi samymi obsesjami, z otwartymi ramionami wychodzi naprzeciw spragnionej wrażeń gawiedzi. Dlatego "Amok" Kasi Adamik, jako historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, nie powinien funkcjonować całkowicie poza kontekstem moralnym. Konieczne wydaje się postawienie w jego kontekście szeregu pytań. Gdzie leży granica działań marketingowych? Jak daleko można się posunąć, by sprzedać produkt? Czy Bala mógł odnieść sukces PR-owy, ponieważ jest jednostkową manifestacją obsesji skrywanych przez część społeczeństwa? Czy producent filmu, kierując się względami promocyjnymi, miał moralne prawo do użycia prawdziwego nazwiska mordercy mimo sprzeciwu rodziny ofiary? I wreszcie: czy jako społeczeństwo zaczęliśmy już zjadać własny ogon?

Adam Horowski

  • "Amok" (2017)
  • reż. Kasia Adamik