Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

FRAZY. Wołek uczy nas (nie tylko) pogody

"Jak napiszę tę recenzję?" - zapytałam przyjaciół, którzy wraz ze mną wysłuchali koncertu piosenek Jana Wołka w wykonaniu Piotra Machalicy, który stał się nieformalnym finałem 2. Festiwalu słowa w piosence "Frazy". "Ochłoniesz, to napiszesz" - usłyszałam. Gdyby było to takie proste... 

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Wieczór z Machalicą był trzecim w tym dniu spotkaniem z twórczością Wołka, którego chciałabym nazwać poetą, ale po wysłuchaniu ironicznych i pełnych dystansu pieśni "Kolega bawi się w poetę" i "Natchnij, Lala!" nie wiem, czy mi wypada... Zacznijmy jednak od początku.

Towarzysko

Warto było wybrać się do Biblioteki Raczyńskich, szacownej organizatorki Fraz. W jej pięknej siedzibie przy placu Wolności Jan Wołek i Piotr Machalica spotkali się ze swoją publicznością. Celowo nie nazywam tego wydarzenia spotkaniem autorskim, bo przecież byłam świadkiem niewymuszonej, spontanicznej wymiany myśli, skrzącej  się humorem i nie wolnej od szczerych wzruszeń. Nieoceniona była przy tym rola moderującego dialog szefa Fraz, Krzysztofa Gajdy, któremu udało się wprowadzić pewną dyscyplinę, bez narzucania wszakże własnej wizji przebiegu interakcji pomiędzy artystami a uczestnikami spotkania. Mowa była o sprawach poważnych, istotnych społecznie i kulturowo, jak choćby o artystycznej atmosferze lat 70., możliwościach i ograniczeniach generowanych przez ówczesny system polityczny, o wpływie Nowej Fali na twórczość Wołka, ale też o sprawach przyziemnych i bardzo osobistych. Jan Wołek mówił m.in. o wspólnocie, jaką odczuwał z odbiorcami jego twórczości w czasach, gdy nie tylko pisał teksty, ale był też wykonawcą. W odpowiedzi na to jedna z uczestniczek spotkania opowiedziała o emocjach, które wówczas jej towarzyszyły. Zrobiło się familiarnie, ciepło i tak pozostało. Nie zabrakło jednak pytań o płytę "Piaskownica" i doświadczenie jej współtworzenia. Panowie z prostotą i humorem opowiadali o swojej, bynajmniej nie pierwszej współpracy. Dowiedzieliśmy się, że Machalica wiele lat starał się namówić Jan Wołka na napisanie dla niego tekstów i że teksty miały być pogodne, co niekoniecznie się zawsze udało. Stwierdzenie, że aktor jest swoistym alter ego autora, a jego teksty interpretuje dokładnie tak, jakby on sam to zrobił, stało się najlepszą rekomendacją wieczornego recitalu. Prawdziwą gratką dla wielbicieli słowa pisanego były późniejsze warsztaty poetyckie z Janem Wołkiem. Piszącej te słowa nie dane było wziąć w nich udziału. Więcej szczęścia miała nasza redakcyjna koleżanka, Ania Solak. Kontakt z Mistrzem wzbudził w niej wielki entuzjazm.

Muzycznie

Absolutnym ukoronowaniem dnia był koncert w Teatrze Muzycznym. Parę minut po godzinie 20 na scenie pojawili się czterej muzycy, poprzedzeni zapowiedziami Anny Gruszeckiej, dyrektor Biblioteki Raczyńskich, Krzysztofa Gajdy i samego Jana Wołka. Wybrzmiało dynamiczne intro, w takt którego na scenę wkroczył Piotr Machalica, brawurowo wykonując utwór "Konspirant". Od razu nawiązał znakomity kontakt z publicznością, co ciekawe przy użyciu minimalnych środków. Poza krótkim słownym wstępem i przedstawieniem muzyków, Machalica nie bawił się w konferansjera. Nie kokietował słuchaczy, nie starał się im przypodobać. Po prostu od początku do końca był sobą i to w zderzeniu ze doskonale interpretowanymi tekstami Wołka i znakomitymi kompozycjami Jerzego Satanowskiego, Janusza Strobla, Jarosława Grzywacza, Wojciecha Borkowskego i Krzysztofa Niedźwiedzkiego zjednało mu serca publiczności. A klimat zaprezentowanych utworów był bardzo zróżnicowany; muzycznie i tekstowo, co wymagało od aktora znacznej ekwilibrystyki wykonawczej i wielkiej koncentracji. Usłyszeliśmy więc dowcipną,  nieco frywolną "Kwestię wychowania" i pełną temperamentu "Ramonę z Reunion". Do damsko - męskich relacji odniosła się piosenka o męskich dylematach przy rozstaniu z kobietą, "Sto łóżek". Był też "Soliter", ironicznie komentujący współczesny świat nadmiaru informacji, w którym wszystko jest ponumerowane i zdepersonalizowane. W nieco leniwej, bluesowej oprawie artyści wykonali mocny punkt koncertu: "Kolega bawi się w poetę". Najbardziej poruszyły mnie jednak "Łeb róży" , "Kustosz", "Karawaniarski koń" i "Piaskownica". To w jakimś sensie teksty rozliczeniowe, podsumowujące. Jest w nich przedziwna zgoda na los, dość bolesna akceptacja, którą osiąga się przez świadomość nieuchronności i nieodwracalności pewnych wydarzeń. Tu właśnie było widać mistrzostwo Machalicy, który zaprezentował imponującą skalę środków i możliwości interpretacyjnych. Chwilami był wyciszony i subtelny niczym młody Marek Grechuta, chwilami pełen energii, wściekle rozemocjonowany, by wreszcie dowcipnie i z lekkością odnieść się do wykonywanego tekstu. Jakże brakuje obecnie tego rodzaju inteligentnego humoru na polskiej scenie kabaretowej! Inna sprawa, że nieustannie miałam wrażenie, że zanurzam się w wybitnie męski świat i - proszę mnie źle nie zrozumieć - obaj panowie są bardzo samczo - liryczni. Przyznam jednak, że była to fascynująca podróż. Wypada poświecić parę słów warstwie muzycznej wydarzenia. Machalicy towarzyszyli Fabian Włodarek na fortepianie, Maciej  Szczyciński na gitarze basowej, Jakub Szydło na perkusji i Marcin Olak na gitarach. Cała czwórka stworzyła wiarygodną oprawę dla minispektakli, które w każdym utworze budował główny wykonawca. Muzycy zmagali się z pewnymi technicznymi niedogodnościami, ale dzielnie wspomagali aktora instrumentalnie i wokalnie. Trudne zadanie miał zwłaszcza Olak, który zaprezentował kilka dobrych solówek. Całość była znacznie więcej niż przekonująca, co publiczność nagrodziła gromkimi oklaskami, które po niezwykłym bisie - do Machalicy dołączył, dość niespodziewanie, Jan Wołek - przekształciły się w owację na stojąco.

Do płyt!

Koncert był prezentacją utworów z zeszłorocznej płyty Piotra Machalicy "Piaskownica", ale też innych nagrań. Trudność ze słowem w piosence polega na tym, że przez te krótkie 3, może 4 minuty trzeba opowiedzieć słuchaczowi całą historię. Dla Jana Wołka nie ma w tym już żadnej tajemnicy czy trudności. Robi to znakomicie i gdyby ode mnie to zależało jego wiersze byłyby na liście obowiązkowych lektur szkolnych. W wykonaniu Piotra Machalicy, rzecz jasna. Nie odmówię więc sobie, w czasie najbliższych, ale i tych dalszych wieczorów spotkania z ich nagraniami i Państwu też to polecam.

Katarzyna Kamińska

  • Festiwal słowa w piosence "Frazy": Piotr Machalica "Piaskownica" (teksty: Jan Wołek)
  • Teatr Muzyczny
  • 8.11