Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

"Młodzież z partią" (się rozprawi)

Jazz rozbrzmiewający na ulicach, kino letnie, wybory miss, darmowe piwo i komunikacja miejska, wreszcie wielki "antysocjalistyczny i antyradziecki" happening w centrum miasta. Tak w maju 1957 roku poznańscy studenci obchodzili swoje pierwsze, powojenne juwenalia.

. - grafika artykułu
Afisz pierwszych powojennych juwenaliów zorganizowanych w 1957 r., fot. cyryl.poznan.pl

Ich organizacja była możliwa dzięki fundamentalnym politycznym zmianom, do których doszło w PRL zaledwie rok wcześniej. W tamtym czasie studencka brać ucząca się w stolicy Wielkopolski stanowiła skądinąd realną polityczną siłę, o czym komunistyczne władze przekonały się zwłaszcza w gorących dniach Października 1956, kiedy to właśnie żacy nadawali ton wydarzeniom rozgrywającym się na poznańskiej ulicy. Wiosną 1956 roku cementowanie nadwyrężonego systemu wciąż trwało, zgoda zaś na organizację "studenckich Koziołków", bo taką oficjalną nazwę otrzymała impreza, miała podkreślać fakt, że październikowa "demokratyzacja" ma się dobrze i w żadnym stopniu nie jest zagrożona. Juwenalia zaplanowano wprawdzie w większości krajowych ośrodków akademickich, jednak to Poznań, po raz kolejny w ciągu ostatnich miesięcy, znalazł się w centrum wydarzeń.

4 maja 1957 roku około godziny 17 studenci zebrali się na placu Mickiewicza, skąd barwnym pochodem mieli się udać na Stary Rynek. W ulotce wydanej przez organizatorów "Koziołków" pisano, że "dozwolone jest używanie wszelkiego rodzaju przebrań, prowadzenie zwierząt wszystkich gatunków" i "wydawanie dźwięków według uznania!". Co znamienne, spora rzesza uczestników korowodu wyraźnie potraktowała te słowa jako nieformalną zachętę do zamanifestowania swoich politycznych przekonań i sympatii. W ten sposób tysiące poznaniaków zgromadzonych wzdłuż trasy (esbeckie szacunki mówiły nawet o 60 tys. obserwatorów!) mogły m.in. podziwiać grupę studentów odzianych w worki, trzymających noże w zębach i kije w rękach, którzy nieśli transparent opatrzony napisem: "Tak zbudujemy socjalizm". Z kolei milicyjnych recenzentów happeningu szczególnie irytowała odziana w łachmany gromada pozująca na repatriantów ze Związku Radzieckiego, którzy dzierżyli hasła: "Podróże kształcą i bogacą", "Skarby Kraju Rad do Kraju" czy też "Kożuch z raju". Nie obyło się również bez jawnych kpin z wszechwładnego do niedawna Związku Młodzieży Polskiej (jego symboliczną trumnę wieziono na specjalnej lawecie), Historii WKP (b), czyli najważniejszej książki stalinizmu, "nowoczesnej" nauki radzieckiej, "wyróżniającej się szczególną brzydotą" Miss Krymu, a nawet premiera Józefa Cyrankiewicza, którego pozbawiona ręki i opatrzona odpowiednim hasłem ("oto ofiara obcinania rąk") kukła zawisła z okien akademika przy ul. Czerwonej Armii (ob. Święty Marcin).

Ów mocno zaangażowany uliczny teatr, mający swoją drogą wiele wspólnego z późniejszymi o 30 lat happeningami Pomarańczowej Alternatywy, wywołał spore rozdrażnienie w szeregach poznańskiej SB, która za sprawą swoich informatorów już kilka dni wcześniej wiedziała o możliwości przygotowania "wrogich wystąpień" wymierzonych w partię i ZSRR. Pomimo zidentyfikowania przynajmniej kilkunastu głównych "prowodyrów zajść", zakwalifikowanych jako przestępcy przeciw ustrojowi, przynajmniej tym razem tajna policja polityczna musiała jednak dać za wygraną. Wszystko za sprawą prokuratury, która pragnąc za wszelką cenę uspokoić nastroje społeczne w przededniu pierwszej rocznicy Czerwca 1956, postanowiła nie wszczynać podsuniętego przez SB postępowania wymierzonego w poznańskie środowisko studenckie.

Piotr Grzelczak