Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Geniuszem lub dowcipem

Komu nie zabrakło kiedyś odwagi w rozmowie, na której zależało mu bardziej, aniżeli na innych? Kto kiedyś nie poczuł zawstydzenia w kontakcie z kimś wyjątkowym, komu chciał zadać szereg inteligentnych pytań, a ostatecznie wydusić mógł z siebie tylko te banalne? Dziennikarze, "wywiadowcy", znają to uczucie na pewno...

Łysy mężczyzna w okularach siedzi za biurkiem, czyta coś zapisanego na kartce, pali papierosa. Dookoła niego obrazy i drobne bibeloty. - grafika artykułu
Karol Hubert Rostworowski w swoim mieszkaniu podczas pracy, przed 1938, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"W polskich Atenach, jak jeszcze dzisiaj, nazywają Kraków, przy ul. Św. Jana, w starym pałacu Popielów, mieszka największy i najgłębszy wśród współczesnych pisarzy polskich władca słowa. Z pod jego pióra wychodzą od czasu do czasu obrazy proste a potężne, pełne szczerości i realizmu, wyróżniające się swoją głębią pośród rozhuczanych jazzbandową kakofonją utworów literatury współczesnej"* - pisze "Iks." w wydanym 20 kwietnia 1932 roku "Nowym Kurierze" (nr 92/1932), zapowiadając rozmowę z postacią na polskiej scenie literackiej wyjątkową - Karolem Hubertem Rostworowskim. Wywiad opatrzył tytułem Na szczytach współczesnego dramatu polskiego, nie pozostawiając wątpliwości co do rangi tej rozmowy. Za pewnik uznał, że wiedzą wszyscy, jakiej kategorii twórcą był Rostworowski, o czym świadczą jego słowa: "Zbytecznem byłoby rozpisywać się na temat dorobku pisarskiego, dziejów żywota i znaczenia dla kultury polskiej autora «Niespodzianki». Rzeczy te są znane w związku z zaszczytnym wyróżnieniem, kiedy to cała prasa polska bez względu na orjentację wyrażała w długich artykułach swą radość z powodu tak słusznego rozstrzygnięcia nagrodą państwową". Trzeba przyznać, że i dziś rzeczą wręcz szczególną jest, gdy w odmiennych pod względem światopoglądu środowiskach, ten sam artysta cieszy się jednakowym szacunkiem i uznaniem.

Pretekstem do rozmowy był pobyt pisarza w Poznaniu. Rostworowski, który poszczycić się mógł już wówczas honorowym członkostwem przyznanym mu przez poznański Związek Literatów Zawodowych, gościł w stolicy Wielkopolski z uwagi na prapremierę jego sztuki pt. U mety, która odbyć się miała w Teatrze Polskim. Kiedy tylko wczesnym rankiem zjawił się w mieście, odsapnął jedynie nieco i udał się prędko do teatru, by wziąć udział w trwających próbach. Nietrudno się domyślić, że żądni sensacji i spotkania z pisarzem dziennikarze udali się tam również, licząc na choćby krótką wymianę zdań z literatem. "W teatrze ruch niezwykły. Jakaś odświętna bieganina. Pełno aktorów, rozmawiających z ożywieniem. Na wszystkich twarzach widać podniecenie" - wspomina towarzyszącą temu atmosferę reporter "Nowego Kuriera", by zaraz wymienić liczne premiery wystawianych na deskach teatrów sztuk Rostworowskiego, których klimat musiał być przecież podobny.

Dalej przybliża "Iks." treść przedstawienia, która była ostatnią częścią trylogii, "opowiadającej dzieje syna chłopskiego, Franka Szywały, lub Franka Szywalskiego". Sam autor przyznał jednak w wyczekanej przez dziennikarza pogawędce, że "każdy utwór stanowi osobną całość". U mety pokazuje Franka Szywałę już jako profesora uniwersyteckiego, który "doszedł na te społeczne wyżyny, aby zderzyć się z głupotą i egoizmem ludzkim pod postacią córki bogatego paskarza, który robił dla niej majątek, ciułał grosze i wychował sobie «miłego» ananasa. Franek kocha się w tej trywialnie głupiej pannie i te dzieje jego miłości przedstawia nowa sztuka". Przy okazji wywiadu ujawnia się osobowość pisarza - jest miły dla wszystkich, dzięki czemu każdy bez wyjątku odnosi wrażenie, że zna się z panem Rostworowskim od dawna i od dawna też pozostaje z nim w pewnej sympatycznej zażyłości. Co wcale nie oznacza mniejszego napięcia, rodzącego się zawsze, gdy chcemy przed tym, kogo darzymy estymą, wypaść jak najlepiej. "Mamy mu zadawać pytania, a oto wszelka inwencja wyleciała nam z głowy. Chcielibyśmy może usłyszeć coś nowego, zapytać o coś bardzo ciekawego, a zadajemy mu banalne pytania" - wspomina reporter. Przerwać ten nieśmiały krąg miało pytanie - a jakże - o stosunek do Poznania! "Od roku 1913 łączą mnie z Poznaniem serdeczne stosunki. Miasto to dla mnie bardzo łaskawe..." - pada odpowiedź. Kontynuuje "Iks." temat poznański dalej, nawiązując do wydanego przez miejskie wydawnictwo "Czarnolas" tomu poezji Zygzaki, ujmującego czytelników swoją prostotą, mimo nawiązania do kwestii niełatwych.

Rozmowę przerywa dyrektor teatru - pan Szczurkiewicz. Rostworowski jest potrzebny na widowni. Oznacza to dla wciąż onieśmielonych dziennikarzy, że nie zadadzą pytań, które jeszcze mogły na ich usta wypłynąć i nie usłyszą odpowiedzi pisarza. Szkoda to wielka. "Wywiad - rzuca na pożegnanie Rostworowski - jest wtedy dobry, gdy autor ma przygotowane na biurku odpowiedzi genjalne na różne problemy, albo kiedy wywiadowca jest dowcipny...". Podsumował "Iks." tę wypowiedź następująco: "To znaczy - zostawiono nam tę drugą możliwość do dowolnego użytku. Ale jakoś dowcipy nie przychodzą do głowy. Istnieje tylko ciekawość, jak to będzie wyglądać, co zapowiadają wielkie afisze U mety. Grać będą w głównych rolach p. Sawicka i p. Nowacki, reżyseruje p. dyr. Szczurkiewicz. Tak... tak... Ale pozatem nic nie wiemy".

Kto chociaż raz prowadził ważną dla niego rozmowę, ten zrozumie te emocje i tę dziwną niemoc. Być może świadczy ona bardziej niż cokolwiek innego o klasie rozmówcy i w tym wszyscy zawstydzeni szukać powinni pocieszenia...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024