Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Każdemu wolno recenzować

"Czy widziałeś już najweselszy film polski Każdemu wolno kochać i czy napisałeś już recenzję z tego filmu? Takie mniej więcej pytanie rozbrzmiewa w całem mieście, w kawiarniach, na ulicy, w tramwajach, u fryzjerów, w składach - słowem, gdzie się tylko ruszysz - to albo śpiewają najmodniejszą dzisiaj piosenkę Każdemu wolno kochać albo też piszą recenzję tego filmu"* - czytamy, ekscytując się z każdym następnym słowem coraz bardziej!

. - grafika artykułu
Sala w Kinie Słońce, 1927-1939, ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego w Warszawie

Powyższy cytat pochodzi z artykułu pt. Jedno małe zapytanie, który opublikowano w "Orędowniku Wielkopolskim" (nr 93/1933). Była to kolejna notatka prasowa dotycząca konkursu rozpisanego przez wspomnianą gazetę we współpracy z "Kurierem Poznańskim" i Kinem Słońce, w którym w tym czasie można było obejrzeć Każdemu wolno kochać w reżyserii Mieczysława Krawicza i Janusza Warneckiego. Był to nie tylko pierwszy polski w pełni udźwiękowiony film, ale także komedia uchodząca za najlepszą wśród tego typu obrazów powstałych w okresie międzywojennym.

Można było przypuszczać, że dopiero dziś marketingowcy i specjaliści od reklamy wznoszą się na wyżyny swojego kunsztu, tworząc wymyślne strategie promocyjne z wykorzystaniem odpowiednich do tego narzędzi, a tu proszę - osiemdziesiąt siedem lat temu rozpalono nie tylko wyobraźnię i kreatywność widzów, ale zapewne również kinowe kasy, do których trafiały pieniądze przyszłych recenzentów, metodą niezwykle prostą i skuteczną. Wystarczyło tak niewiele, by "całe miasto nie mówiło o niczem tylko o tym przepysznym filmie i o zawodach recenzenckich".

Zasady konkursu były proste. "Konkurs polega na napisaniu najtrafniejszej recenzji. Zalety literackie nie będą brane pod uwagę. Chodzi bowiem o najtrafniejszy sąd o całości oraz poszczególnych jego składnikach, słowem, o bezpośrednią i szczerą opinję o nim najszerszych warstw publiczności kinowej" - czytamy w artykule o zachęcającym tytule: 50 zł pierwsza nagroda ("Orędownik Wielkopolski", nr 91/1933). Czytelnie napisane recenzje trafić miały do redakcji do 23 kwietnia 1933 roku, a ich długość nie powinna była przekraczać sześćdziesięciu słów. Nie oczekiwano tym samym przydługich esejów i rozwlekłych refleksji, ale prostym językiem napisanych krótkich komentarzy na temat filmu. Do tekstu dołączony musiał być bilet na komedię - potwierdzający, że kinoman film rzeczywiście obejrzał - oraz kupon z gazety.

A nagrody? Nagrody były przednie! Trzy najlepsze recenzje nagrodzone miały być dość konkretną, jak na tamte czasy, sumą. Laureat pierwszego miejsca miał otrzymać wspomniane w tytule 50 zł, a to stanowiło wówczas mniej więcej 1/5 przeciętnych zarobków! Atrakcyjne były również premie za pozostałe wyróżniające się na tle innych opinie. Za zajęcie drugiego miejsca recenzent otrzymywał 30 zł, a trzeciego - 20. Oprócz tego przewidziano wiele innych nagród, a w tym: bilety do Kina Słońce, półroczną prenumeratę dziennika, kwartalną prenumeratę "Ilustracji Polskiej", książki, a nawet...pończoszki. Było więc naprawdę o co walczyć i choć barwne, publikowane w dzienniku opisy emocji, jakie wzbudził nie tylko film, ale również konkurs, mogą wydawać się nieco przesadzone, to jednak chyba nie należy wątpić, że zarówno udane Każdemu wolno kochać, jak i recenzenckie zawody, stanowiły niemałą sensację w kulturalnym życiu miasta. Oto bowiem okazało się, że polska kinematografia ma do zaoferowania coraz lepsze i bardziej atrakcyjne filmy, a odbiorcy motywowani są do aktywnego uczestnictwa w dyskusji na temat tego, jak ta kinematografia się zmienia.

Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno się dziwić, że do redakcji szybko zaczęły napływać liczne recenzje filmu, który reklamowano jako "najrozkoszniejszą farsę polską ze wszystkich dotychczasowych "komedyj muzycznych"" ("Orędownik Wielkopolski", nr 92/1933) i który codziennie do Kina Słońce przyciągał tłumnie przybywającą publiczność.

3 maja 1933 roku ukazał się podsumowujący całą akcję artykuł zatytułowany Rozstrzygnięcie konkursu na recenzję ("Orędownik Wielkopolski", nr 102/1933). Jak się okazało, do redakcji wysłano ogółem aż 891 zgłoszeń! Jury, w skład którego wchodzili red. Czesław Kędzierski, red. Tadeusz Kraszewski, red. Bohdan Danielewski, dyr. Julian Nowomiejski i dyr. Antoni Soldenhoff, musieli się tym samym niemało natrudzić, by z każdą recenzją się zapoznać i z takiej ilości wybrać teksty godne atrakcyjnych nagród. Trud był to jednak podszyty wręcz euforią. "Za to wyniki poniesionej pracy dają nam całkowitą satysfakcję. Z pełnem zadowoleniem stwierdzić musimy imponujący poprostu rezultat konkursu zarówno jakościowy, jak ilościowy" - pisano. W konkursie wzięli udział nie tylko poznaniacy, ale również kinomani z innych miejscowości, np. Bydgoszczy czy Krotoszyna. Zwyciężczynią, która wzbogaciła się o 50 zł  była zresztą bydgoszczanka - Janina Marylska. Zwracano przy tym uwagę na ogólnie pozytywną ocenę rozwijającej się w Polsce kinematografii, która przebijała się z przysłanych recenzji, a także docenienie "Orędownika Wielkopolskiego" za zorganizowanie całej inicjatywy. Jeden z czytelników miał napisać: "Nie wiem, jak dziękować kochanemu "Orędownikowi" za różne niespodzianki, któremi obdarza swoich czytelników. Ostatni konkurs na recenzję filmu Każdemu wolno kochać sprawił, że się jeszcze bardziej pokochało to pismo".

Organizatorzy pokusili się także o ujawnienie wniosków płynących ze wszystkich recenzji: "Publiczność domaga się dobrego polskiego filmu. Polskiego i dobrego! Takie filmy ogląda z radością, dumą i popiera je chętnie"! W opiniach zwracano podobno uwagę na kilka aspektów Każdemu wolno kochać. Uznano bowiem powszechnie, że film "nie jest obciążony ani t. zw. "szmoncesem", humorem żydowskim, ani też pornografją". W kolejnym numerze "Orędownika Wielkopolskiego" (nr 103/1933) dopowiedziano jeszcze, że "większość [recenzentów - red.] stwierdza z zadowoleniem, że jest to pierwszy film polski, ukazujący całą galerię charakterów dodatnich, szlachetnych i pogodnych, wolny od włamywaczy, kryminału, policji, brutalności i spospoliciałych już łamańców amerykańskich".

Tak oto zakończyła się zakrojona na szeroką skalę akcja promocyjna, która nie tylko nakierowana była na zysk, zaznaczyć to trzeba bardzo wyraźnie, ale przede wszystkim na określony społeczny oddźwięk. Oddźwięk prowadzący przy tym do konkretnych wniosków i mający swoje konsekwencje. O tym jednak w kolejnych Zapiskach z lamusa!

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020