Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Kryzys tandety, kiczu i miernoty

Tego, kto czyta, nie trzeba przekonywać o ogromnej wartości literatury. Pędzi on ku księgarskim półkom lotem błyskawicy, gdy tylko jego oko zauważy jakiś interesujący tytuł. Nie stroni od antykwariatów i targów staroci, uważnie przeglądając wszystko w poszukiwaniu następnego dzieła, które uzna za warte nabycia. Biblioteka to dla niego azyl, a w domu tworzy on nierzadko rozbudowane biblioteczki własne bądź też odkłada nowo zakupione pozycje, gdzie mu tylko miejsca starczy. Tak, tacy ludzie istnieją! A mimo to wciąż zdaje się poziom czytelnictwa niewystarczającym. Czy winni są jednak potencjalni czytelnicy, czy też coś innego?

Czarno-białe zdjęcie dużej grupy dzieci w mundurkach szkolnych. Siedzą przy stolikach, czytają książki. - grafika artykułu
Wnętrze czytelni dla dzieci i młodzieży Towarzystwa Czytelni Ludowych przy ul. Marcinkowskiego 7 w Poznaniu, 1935 rok, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Nie potrzeba nikogo przekonywać, że czytanie książek, oczywiście tylko dobrych książek, przynosi wielostronne korzyści. Praktyczni Amerykanie, którzy na pierwszy plan wysuwają element użytkowy, twierdzą, że dobra książka, to nowy świat do odkrycia. Każdy znajdzie w niej, czego dla siebie szuka. Całe życie człowieka jest nieustannym poszukiwaniem nowych dróg i sposobów do zaspokojenia swych wielostronnych potrzeb życiowych. (...) Książka toruje wygodne ścieżki w życiu człowieka: daje mu zarówno rozrywki, przyjemności, jak i praktyczne wskazówki życiowe i pełnię wiedzy. Nigdy nie jest za późno, aby przeczytać dobrą książkę"* - pisze we wstępie wielekroć już cytowanych w "Zapiskach z lamusa", Jerzy Barwicz. Trudno nie zgodzić się z jego opinią, szczególnie ostatnim przytoczonym tu zdaniem, pod którym każdy aktywny czytelnik podpisze się najpewniej nie tylko dwiema rękami, ale nawet i nogą lub dwoma! Artykuł Barwicza noszący tytuł Niema kryzysu dobrej książki opublikowano na łamach "Nowego Kuriera" (nr 277/1933) w kontekście odbywającego się na przełomie listopada i grudnia 1933 roku Tygodnia Książki Polskiej w Poznaniu. Organizowano w ramach tego wydarzenia rozmaite pokazy i spotkania, a także - a jakże!  - dyskutowano nad czytelnictwem polskim, dochodząc do smutnych wniosków. Poszukiwano też odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytanie, dlaczego właściwie tak się z tym czytelnictwem sprawa nieciekawie przedstawia.

Myślał nad tym również Barwicz, zadając następujące pytania: "Dlaczego zatem w Polsce książka nie cieszy się poczytnością? Dlaczego szerokie masy uczęszczają na piłkarskie mecze ligowe, na mecze bokserskie, na zapasy i konkursy hippiczne, do kin i cyrków, a o książce nie chcą słyszeć? Dlaczego szerokie warstwy inteligencji są zniechęcone do książki, a przedewszystkiem do książki polskiej"? Wybrzmiewa tu wyraźna nuta nie tylko niezrozumienia takiego stanu rzeczy, ale nawet - jak sądzę - nagana. Z poezją, jak wspomina dalej, sprawa ma się jeszcze gorzej. Kto bowiem sięga po poezję? Barwicz wymienia grupę bardzo hermetyczną, na którą składają się: dzieci przymuszane do tego programem szkolnym, wydawcy, zecerzy, poeci i rodziny tychże. Zauważa jednak, że w tym przypadku sprawa jest o tyle trudna, że w gruncie rzeczy ówczesna jej odsłona prezentuje się raczej marnie. Co zaś tyczy się powieści, o tych można napisać znacznie więcej.

Barwicz zauważa, że "księgarze, aby złowić publiczność, poszli wzorem kin i stosują dziś najmodniejszą, najefektowniejszą reklamę, prześcigając się w zachwalaniu swojego towaru powieściowego". Przez to rynek księgarski zalany został beletrystyką kryminalno-detektywistyczną, fantastyczną, podróżniczo-awanturniczą, erotyczną oraz "elukubracjami o pozorach powieści obyczajowej". W dalszej części swojego wywodu dziennikarz nie ma litości. Obrywa się wszystkim i każdemu z osobna. Pisze: "Bezkrytyczne kadry czytelników narażone są na zalew miernoty, tandety pisarskiej, jaskrawego kiczu, produkowanego masowo przez cynicznych spekulantów. Maklerzy, interpretatorzy, gładcy krytycy zachwalają nam beletrystykę kryminalno-psychjatryczną, alkowianą, ordynarne uciechy rozmaitych prostytuentów i prostytutek literackich". Jak można zauważyć, Barwicz nie bał się używać słów mocnych i ostrych, może nawet kontrowersyjnych. Jeśli dodamy do tego "niechlujstwo moralne" i fakt, że "rozkładowa pseudo-literatura panoszy się bezkarnie, bez żadnej przeszkody z czyjejkolwiek strony - mamy, co mamy. Obraz nędzy i rozpaczy uzupełniony został przez krytyka podsumowaniem, w którym nadmienia, że aż 80% powieści współczesnej "jest zbyt żonglerska, zbyt cyrkowa, zbyt oschła, bezduszna, beznamiętna". "Zwyrodniała przeważnie w jakąś płaską encyklopedję życia, odbitkę fotograficzną, przestała być dziełem sztuki" - używa sobie jeszcze.

Jest jednak nadzieja. Nadzieja tkwi w wymaganiach stawianych przed tymi, którzy literaturę piszą i którzy ją wydają. Bo oprócz tej publiczności, która bezrefleksyjnie przyjmie wszystko, co serwują jej interesowni - jak sugeruje dziennikarz - wydawcy, istnieją także czytelnicy, którzy wręcz domagają się podniesienia jakości literackiej. Domaga się ona od pisarzy wnoszenia się na wyżyny twórcze. Pragnie rozmaitości, wzruszenia i poznania. Wnosi o to, by powieść dawała "nam żywe odczucie ludzkiego serca". Brak jest więc dobrej książki, bo brak jest dobrych pisarzy. Ci, którzy zalewają księgarnie swoimi tworami, należą raczej do "kiepskich producentów, rzemieślników, szerzą niechlujstwo «artystyczne», zalewają rynek księgarski śmieciem". Brakuje nowych Sienkiewiczów i Prusów. Rollandów, Hamsunów, Mannów, Galswortych. Publiczność zaczyna się jednak buntować i okazywać swoje niezadowolenie, domagając się zmiany elementarnej. Nie kupuje więc książek proponowanych natrętnie przez tych, którym nie zależy na promocji dobrej literatury, ale pieniądzach pozyskiwanych ze sprzedaży utworów najniższych lotów.

Co prawda dopatrzyć się można w słowach Barwicza pewnej rozbieżności, ponieważ trudno wychwycić ostatecznie, czy jego zdaniem czytelników świadomych jest więcej od nieświadomych. Trudno się jednak nie zgodzić z nim choćby częściowo, gdy krzyczy na łamach dziennika: "Niema kryzysu dobrej książki. Jest tylko kryzys tandety, kiczu, miernoty"!

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023