Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Żarty żartami

"Uczyliśmy czytelnika, że te same czcionki jego codziennej gazety, odbite na tym samym papierze, czernione tą samą farbą drukarską, mogą pewnego dnia oszaleć i głosić oczywiste brednie". 

. - grafika artykułu
Ulica Czerwonej Armii (obecnie Święty Marcin), która według primaaprilisowego żartu miała być zamknięta dla samochodów, 1974 r. (fot. S. Wiktor/cyryl.poznan.pl)

Tak o swoich primaaprilisowych dowcipach, publikowanych w dwudziestoleciu międzywojennym na szpaltach "Kuriera Polskiego", pisali po latach Antoni Słonimski i Julian Tuwim. Satyryczne, niekiedy purnonsensowe opowiastki obu mistrzów, zebrane później w absolutnie bestsellerowej książce W oparach absurdu, na trwałe weszły do klasyki swego gatunku. W daleko bardziej skomplikowanej rzeczywistości politycznej PRL, w której powielane na łamach prasy "oczywiste brednie" służyły na co dzień do informowania społeczeństwa o kolejnych sukcesach "socjalistycznej Ojczyzny", primaaprilisowe oko puszczane do czytelników stanowiło dla poszczególnych redakcji nie lada wyzwanie. W latach 50. i 60. kwietniowa tradycja wyraźnie zresztą podupadła. Żarty polityczne nie wchodziły wszak w grę, a te obnażające w jakimś stopniu absurdy otaczającej Polaków rzeczywistości skutecznie eliminowała cenzura. Z perspektywy partyjnych dysponentów słowa pisanego tamtych czasów najlepiej, aby dowcip był tak groteskowy, by nawet najbardziej bezkrytyczny czytelnik zrozumiał, że dziś 1 kwietnia. Owa bessa trwająca nie tylko na primaaprilisowym rynku, ale tocząca również szeroko pojętą sztukę kabaretową, poczęła z wolna ustępować w latach 70.

W corocznej kwietniowej grze podejmowanej przez większość krajowych tytułów nie mogło rzecz jasna zabraknąć poznańskiej prasy. Co ciekawe, primaaprilisowe noty i doniesienia, mimo swych wyraźnie karykaturalnych form, dotykały niekiedy spraw, którymi żyli poznaniacy. Tak było m.in. 1 kwietnia 1977 roku, gdy "Gazeta Zachodnia" obwieściła strapionym kibicom Lecha, okupującego ostatnie miejsce w tabeli, że do jego składu postanowił wrócić grający we Francji Roman Jakóbczak, swego czasu absolutny gwiazdor kolejowej jedenastki. Receptę na okrutny tłok ("obiektywnie uwarunkowany") panujący w poznańskiej komunikacji miejskiej znalazł z kolei "Głos Wielkopolski", który donosił o wprowadzeniu miejscówek we wszystkich tramwajach w godzinach szczytu. Ten sam dziennik wydrukował również nowinę, że wiecznie zanieczyszczona Warta, zgodnie z zapewnieniami fachowców z Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej, stanie się pierwszą w Polsce rzeką - rezerwatem i w niedługim czasie "będzie jak kryształ z przebogatą fauną i florą". Z naszej perspektywy najciekawsze są jednak facecje, które po zaledwie 40 latach każą nam na siebie patrzeć w zupełnie poważny sposób. Weźmy choćby "Głos Wielkopolski", który w 1978 roku ogłosił zamknięcie dla ruchu kołowego najważniejszych ulic w centrum Poznania (m.in. Czerwonej Armii, czyli dzisiejszego Świętego Marcina), czy "Gazetę Zachodnią" publikującą materiał na temat aparatury do trójwymiarowej projekcji filmów zamontowanej w kinie Bałtyk.

Początek lat 80. zmienił wszystko, 1 kwietnia 1981 roku był zaś wyjątkowy. Tego dnia wszystkie krajowe tytuły przyniosły informację o wprowadzeniu obowiązkowych kartek na mięso i jego przetwory. Nikomu już jednak nie było do śmiechu.

Piotr Grzelczak