Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Człowiek i planetoida

"2005 YU55" to tytuł najnowszego albumu zespołu Coma. Zespołu, który po pięciu latach ciszy powraca na Ziemię z iście kosmicznym przesłaniem. Jego kontrowersyjną treść będzie można poznać podczas nadchodzącego koncertu grupy na MTP.

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Pretensjonalny grafoman czy wyjątkowy poeta? Od ponad dziesięciu lat Piotr Rogucki wprawia słuchaczy w wielką konsternację. Już premiera debiutanckiego albumu Comy podzieliła ich na dwa obozy. Nie da się ukryć, że "Pierwsze wyjście z mroku" spolaryzowało rockowe środowisko niemal bez precedensu. Po jednej stronie barykady znaleźli się zacietrzewieni krytycy, którzy prychali z obrzydzeniem na samą myśl o muzyce grupy. Zarzucali jej pretensjonalność, przejaskrawienie i jawny przerost formy nad treścią, której w żaden sposób nie można wybronić. Po drugiej strony muru znalazło się jednak tyle samo obrońców, którzy od samego początku chwalili łodzian za oryginalność, wielowątkowość i konceptualny charakter ich twórczości. Zażarty spór narastał z każdą kolejną płytą...

"Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków", "Hipertrofia" i "Czerwony album" sukcesywnie dolewały oliwy do ognia, wzniecając w przedzielonym tłumie prawdziwą świętą wojnę. Jak jedni dalej wściekle stukają w swoje klawiatury, tak drudzy wciąż bawią się na koncertach. Wydaje się więc, że głównym paradoksem związanym z Comą jest fakt, że jej największa siła to jednocześnie największa słabość. Załoga Roguckiego gra na tyle skrajnie, że albo można ją za to kochać albo szczerze nienawidzić. "2005 YU55" niczego w tej kwestii nie zmienił, bo żaden z obozów nie wywiesił białej flagi po premierze najnowszego krążka. Wymagającego i pokazującego swoje prawdziwe oblicze dopiero po kilku jego przesłuchaniach.

Nie taki diabeł straszny jak go malują. Chowając do kieszeni wszelką dotychczasową urazę, "2005 YU55" prezentuje się nie tyle eksperymentalnie, jak starali się reklamować go jego twórcy, ale jako przemyślany, czasem hard, a czasem industrial rockowy koncept-album, który choć nie zyskuje przy pierwszym poznaniu to z czasem wciąga niczym dobrze nagrany audiobook. To skojarzenie raczej nie na wyrost, mając na uwadze, że muzyka i tekst odgrywają tu pierwszorzędne role. Ciasno splatając się ze sobą jak gordyjski węzeł, tworzą rozbudowaną historię, której "nie-zakończenie" chce się poznać już po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów.

Muzycy z uporem podkreślali, że nowym albumem zamierzają pobudzić swoich odbiorców do rewizji i refleksji. Głównym bohaterem płyty jest Adam Polak, którego poznajemy w licznych momentach kryzysów. Te narastają aż do chwili, kiedy jego los odmienia niespodziewana konfrontacja z tytułową planetoidą. Kosmiczną kulą, która choć wywraca jego życie do góry nogami, to pozwala mu odkryć prawdziwą siłę ludzkiego potencjału. Wizja zgłębiania swojego własnego "superego", "ego" i "id" ma jednak wymiar uniwersalny - na tyle elastyczny w konstrukcji, by Adamem Polakiem mógł poczuć się każdy słuchacz. No, o ile tylko da szansę. Nie tyle sobie, ale przede wszystkim Comie.

Sebastian Gabryel

  • Coma
  • hala nr 2 MTP (ul. Głogowska 14)
  • 8.12, g. 19
  • bilety: 55 zł