Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Hybrydy z Manchesteru

Popularny brytyjski gitarowy kwintet ponownie odwiedza Polskę. W najbliższą niedzielę w ramach europejskiej trasy koncertowej  w Klubie pod Minogą zagra zespół Blossoms.

. - grafika artykułu
Blossoms, fot. materiały prasowe

Morrisey, Joy Division, New Order, Oasis... Manchester to dom wielu zespołów, które zapisały się w historii jako legendy rocka i muzyki pop. Do grona manchesterskich gwiazd dołącza powoli zespół Blossoms. Debiut brytyjskiego kwintetu został zauważony i wzbudził niemałe kontrowersje - od zachwytu świeżym, lekkim gitarowym brzmieniem po znużenie i określenie Blossoms jako hybrydy Abby, Joy Division i Arctic Monkeys. Skąd te skrajne opinie?

Zacznijmy od początku. Cztery lata temu wokalista Tom Ogden, basista Charlie Salt, gitarzysta Josh Dewhurst, perkusista Joe Donovan oraz klawiszowiec Myles Kellock stworzyli zespół. The Libertines, Kaiser Chiefs, Bloc Party - inspiracje czerpali od klasyków pop-rockowej alternatywy. Sukcesywnie wykuwali koncertami drogę do popularności - na jednym z nich zauważył ich Ian Brown, który zaproponował im występ przed The Stone Roses podczas koncertu w Manchesterze. W 2016 roku, a więc zaledwie trzy lata od założenia, Blossoms stali się rozpoznawalni w Wielkiej Brytanii i Europie. Nie przestali jednak intensywnie koncertować: SXSW, Glastonbury Festival i Orange Festival w Warszawie to zaledwie trzy z ponad czterdziestu festiwali, w których wzięli udział w zeszłym roku.

Intensywnej trasie koncertowej towarzyszyła praca nad debiutanckim albumem. Krążek zatytułowany po prostu "Blossoms" ukazał się w lipcu zeszłego roku i od razu stał się jednym z najchętniej kupowanych albumów w Wielkiej Brytanii. Pierwszym z singli promujących płytę był utwór "Charlemagne". Słychać w nim echa fascynacji wokalem Davida Gahana z Depeche Mode, który w połączeniu z gitarowym brzmieniem à la Libertines i niemal dyskotekowymi klawiszami daje niestety efekt... miałkiego radiowego przeboju. Fascynacja stylem new wave jest silniej obecna w "At most a kiss" - kolejnym singlu promującym debiutancki album grupy. Linia melodyczna przywołująca na myśl "Personal Jesus" oraz zimne, syntetyczne klawisze zaczerpnięte wprost z lat osiemdziesiątych brzmią jak uwspółcześniona wersja nieznanego przeboju Joy Division lub Depeche Mode.

Hołd dla klasyki czy "odgrzewanie kotleta"? Muzyka Blossoms, mocno zakorzeniona w tradycji brytyjskiego rocka i popu dla krytyków i znawców brzmi jak młodzieńcze, zachowawcze próby naśladowania klasyków new wave'u i synth popu. Ally Carnwath z "The Guardian" określa brzmienie grupy jako próbę połączenia stylu popularnego obecnie Arctic Monkeys i klasyków - chociażby wspomnianego Joy Division. Sami muzycy nie kryją fascynacji przeszłością, ubierając się (przebierając?) tak, jak ich rówieśnicy sprzed niemal czterdziestu lat. Fani zespołu chętnie sięgają po debiutancki album grupy, stawiając się także licznie na koncertach. Czy jest to jednak zasługa the Blossoms czy moda na muzykę sprzed dekad? Być może wątpliwości pomoże rozwiać niedzielny koncert grupy.

Aleksandra Skowrońska

  • Koncert Blossoms
  • 26.02, 19
  • Klub pod Minogą
  • bilety 69/79 zł (dostępne w CIM)