Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Ja jestem pan Maleńczuk

Charyzmatyczny, kontrowersyjny, jedyny w swoim rodzaju. Kiedyś grał awangardowego rocka z Homo Twist i Püdelsami, dziś pod własnym nazwiskiem próbuje sił w jazzie. Prostym, piosenkowym i nieco dancingowym. Nie każdy wie, że od wielu lat Maciej Maleńczuk jest zagorzałym koneserem tego gatunku. Jako artysta nieobliczalny, w końcu zdecydował się go chwycić. Czy powiedzenie o brzytwie w ręku tonącego ma w tym przypadku zastosowanie?

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Na premierę albumu "Jazz for idiots" wybrano najlepszą możliwą datę. 1 kwietnia to w końcu ulubiony dzień każdego żartownisia. Zapoznając się z tą płytą, można pomyśleć, że dowcip trzyma się również Macieja Maleńczuka. Dowcip lekki, przyjemny, miły dla ucha, a jednocześnie tak dobrze wymyślony, że chce się posłuchać go jeszcze raz. Jednak zarówno na żarcie, jak i na muzyce trzeba umieć się poznać. To z pewnością dlatego już w kilka dni po wydaniu płyty znalazło się i kilku takich, którzy zarzucili artyście jawne odcinanie kuponów. Łapanie się za coś, co nie do końca jest jego mocną stroną. Pojawiły się głosy, że Maleńczuk na własne życzenie stał się jednym z tych, którym tylko "się wydaje".

A przecież nawet sam zainteresowany nie ukrywa, że jeśli chodzi o jazz, to umie tyle, ile umie. To jednak wcale nie oznacza, że nie potrafi do niego czegoś wnieść. Czegoś, co przynajmniej w opinii części odbiorców zasługuje przynajmniej na uważne wysłuchanie. O tym, że Maleńczuk to niekwestionowany znawca jazzu, który nie odpuści żadnego ważnego koncertu, można było dowiedzieć się z licznych wywiadów. Tymczasem to, że z wiedzy o nim i zwyczajnej (a może właśnie nadzwyczajnej) miłości do niego potrafi zrobić naprawdę dobry użytek, pokazuje chyba każdy z zawartych utworów na tej płycie. Nonszalanckiej, zupełnie jak on sam.

Maciej nie struga Wayne'a Shortera. Zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. Grając na saksofonie, nie porywa się z motyką na słońce. I dzięki temu nie popełnia błędów. Nie potyka się, siląc na wykonawczą wirtuozerię i przeintelektualizowane koncepcje. Tak po prawdzie, to szczerze ich nie znosi. Jak sam podkreśla, "Jazz for idiots" to wyraz jego sprzeciwu wobec idei, która wyprowadziła jazz na manowce. Zapędziła w ślepą uliczkę intelektualizmu, zupełnie pozbawiając go muzycznej funkcjonalności. Odstręczyła szersze audytorium, z wyższością pokazując mu swoją rzekomą elitarność.

Maleńczuk nie zamierza przykładać do tego ręki. Na scenie nigdy nie stał dla snobistycznych zadufków, dlatego teraz tym bardziej nie zamierza tego robić. "Ja jestem pan Maleńczuk, syn Edwarda. Moja głowa to bomba, a pięść to petarda!" - tak witał się z nami pod koniec lat dziewięćdziesiątych na jednej z pierwszych płyt Homo Twist. Dziś wciąż nie brakuje mu energii, o czym przekonują niezwykle przebojowe aranżacje dancingowych standardów. Wśród których nie zabrakło takich perełek jak "Le grande bouffe", "Ritorno a suriento" i "Un pettit fleur".

Co charakteryzuje wszystkie te interpretacje to przede wszystkim sposób poprowadzenia w nich perkusyjnego rytmu. Jest bardzo mocno zarysowany - bębny Karola Ludewa wciąż wysuwają się na pierwszy plan, rodząc pierwotny hałas, tak charakterystyczny dla dawnego jazzu. Płyną w osobliwej harmonii, wraz z dźwiękami trąbki Przemysława Sokoła, fortepianu Dariusza Tarczewskiego, basu Andrzeja Laskowskiego i oczywiście saksofonu Maleńczuka, który na potrzeby tego projektu wcale nie porzucił śpiewania. Wstrząśnięte-zmieszane jednak smakuje najlepiej...

Sebastian Gabryel

  • Maciej Maleńczuk
  • Aula UAM (ul. Wieniawskiego 1)
  • 22.11, g. 19.30
  • bilety: 110 zł (pierwsza kategoria), 98 zł (druga kategoria)