Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Publiczność jest gotowa

Debatę o nowych zjawiskach na poznańskiej scenie muzycznej prowadzą Katarzyna Kamińska i Tomasz Janas.

. - grafika artykułu
fot. T. Nowak

Tomasz Janas: Poznań nowa generacja to impreza zorganizowana przez Go Ahead w grudniu ubiegłego roku, której gwiazdą była Rebeka. Niech to będzie pretekst do pytania: czy istnieje nowa scena muzyczna w Poznaniu?

Tomasz Waśko: Trudno mówić o czymś, co łączy wykonawców wspomnianego koncertu. W Poznaniu jest dużo zespołów, ale nie mają ze sobą wiele wspólnego. Impreza była sequelem Spring Breaku, na którym ci artyści grali. Nie zakładamy jednak, że jakiś procent wykonawców musi być z Poznania. Oczywiście, jesteśmy lokalnymi patriotami i staramy się, żeby tutejsze grupy się pojawiały, ale to wychodzi w sposób naturalny. I okazuje się, że na Spring Breaku 30 procent zespołów ma poznańskie korzenie. Ale nie nazwałbym tego sceną, choć liczba tych grup robi wrażenie

Iwona Skwarek: Zgadzam się z tym. Mam kontakty z muzykami z Poznania, ale nie integrujemy się. Znam kilka zespołów towarzysko, bo wszyscy mieszkają na Jeżycach i poznał mnie z nimi Bartek [Szczęsny - partner z duetu Rebeka - przyp. red.], ale nie utożsamiałabym tego z Poznaniem.

Katarzyna Kamińska: Zgodzimy się jednak z tym, że miejscowych zespołów jest coraz więcej. Jaką rolę odgrywa wsparcie finansowe instytucji publicznych?

I.S.: Szczerze mówiąc, nie czuję silnego wsparcia miasta. Staraliśmy się o dofinansowanie płyty, ale bezskutecznie. Mam pewien niedosyt, bo gdziekolwiek gramy, zawsze towarzyszy nam informacja, że jesteśmy z Poznania. Dostaliśmy natomiast dofinansowanie Narodowego Instytutu Audiowizualnego.

Benek Ejgierd: Jesteśmy po konkursie dotacyjnym i na muzykę zostały przeznaczone duże środki. Świetnie, że są konkursy, programy: Centrum Warte Poznania, Kulturalny Stary Rynek. Ale w mojej ocenie nie powinno przyznawać się dofinansowań poniżej 50-60 procent wartości projektu. My złożyliśmy wniosek na dofinansowanie festiwalu Jazz Ring, dostaliśmy niecałe 20 procent. Nie ma szans na przeprowadzenie imprezy w zaplanowanym kształcie. Jest taka tendencja, żeby dofinansować wiele projektów w stosunkowo niewielkim stopniu. To nie ma sensu.

K.K.: Co z tym można zrobić?

B.E.: Lepiej powiedzieć sobie wprost: fajny pomysł, ale nie ma środków. Trudno. Po co się oszukiwać. A tak trzeba zmieniać całkowicie projekt lub rezygnować.

T.W.: To jest też pytanie: czy wszystkie organizacje - duże i małe - powinny być w jednym worku. Tak samo jest w ministerstwie. Nie ma dobrej drogi, nikt jej nie wymyślił. Zmienianie projektów dotyczy wszystkich. Mieliśmy to przy Spring Breaku.

B.E.: Spring Break jest w tej chwili największym skarbem Poznania...

T.J.: Chociaż kiedyś jego relacje z miastem były niełatwe.

T.W.: Pierwsza edycja w 2014 roku, bez dotacji miejskich, była naszą inwestycją. Oczywiście, można się obrazić, że miasto nas wtedy nie wsparło, ale my bardziej lubimy na to patrzeć z tej perspektywy: nie wsparli nas przy pierwszej edycji? OK, pokazaliśmy jednak, że warto. I już przy kolejnych dostaliśmy pieniądze. Choć nie tyle, co Malta czy kiedyś Transatlantyk...

B.E.: A powinno tyle być, bo Spring Break jest jedyną imprezą, na którą przyjeżdżają ludzie spoza Poznania. No i skala organizacyjna oraz umiejętność przekonania władz miasta, żeby udostępniły centrum Poznania.

T.J.: Spring Break gromadzi młodych artystów, a czy Meskalina ma ambicje jednoczenia jakiegoś środowisko w sensie twórczym?

B.E.: Można się zdziwić, ilu ludzi jest stąd: artystów, promotorów, agencji koncertowych. Są kluby i studia nagrań. Jest Fabryka Zespołów. Odwiecznym problemem jest jednak brak impresariatu, czyli wsparcia dla tych, którzy chcą się identyfikować z miastem. Tylko niektórym udaje się coś wyrwać, jak DagaDanie...

T.W.:...czy Maciejowi Fortunie. Wiem jednak nieoficjalnie, że Estrada ma pomysł na Scenę Miejską. Może zdradzam za wiele i nie wiem, na czym dokładnie to ma polegać, ale jest myśl, by te zespoły zjednoczyć. Sztuki się nie da zinstytucjonalizować, ale można stworzyć coś na kształt biura.

K.K.: Rodzaj nienachalnego impresariatu?   

T.W.: Tak, biuro, które by kojarzyło zespoły, otwierało drzwi do współpracy poza relacjami towarzyskimi. Byłaby to baza dla artystów.

Łukasz Kowalka: Ja bym zaryzykował stwierdzenie, że dla sceny elektronicznej w Poznaniu takim miejscem może być Projekt Lab, gdzie producenci, didżeje, promotorzy spotykają się co tydzień. Młodzi producenci z Poznania i nie tylko mają szansę debiutu. Ja też tam zaczynałem. W korytarzach dochodzi do pierwszych planów przyszłej współpracy itd.

T.W.: Przewagą Labu jest to, że nie ma konkurencji. Jest LAS, ale ma profil bardziej awangardowy, offowy. Klubów koncertowych, rockowych jest dużo więcej, więc tam ludziom trudniej się zebrać w jedną grupę. Ale powraca pytanie: czy to tak naprawdę jest potrzebne?

B.E.:  Meskalina to nie jest stricte koncertowe miejsce, bo koncerty to tylko część działalności. Mamy chociażby Radio na żywo z Mariuszem Kwaśniewskim jako stałą imprezę. Czy my mamy ambicje, żeby pełnić rolę klubu skupiającego środowisko? Wspieramy je, wydajemy płyty. Ale często jest tak, że artysta chce zagrać koncert i tylko po to przychodzi. Nie chce uczestniczyć w życiu, rozmawiać. A żeby coś wykreować, musi być reakcja zwrotna. Inna sprawa, że ludzie się zawsze odnajdą, także poprzez internet. Nie potrzebują specjalnych miejsc

T.J.: Jak wygląda Poznań z perspektywy artystki. Czy łatwo tu wystartować do kariery? Kiedyś trzeba było być w Warszawie. Jak jest dziś?

I.S.: Dużo zespołów zaczyna w mniejszych miastach, ale gdy zaistnieją, przeprowadzają się najczęściej do Warszawy. Tam jest więcej szans na działanie i artystyczne kolaboracje. My się uparliśmy na Poznań, choć nie jesteśmy stąd - Bartek z Torunia, ja z Zielonej Góry. Czasem myślimy: dlaczego się tak uczepiliśmy tego miasta? (śmiech) Ale tu nie chodzi o muzykę, lecz o ludzi i miejsce do życia.

K.K.: Pewien klimat?

I.S.: Ale klimat przyjacielski. Nie chcę tracić kontaktu z ludźmi stąd. Mam sentyment do Poznania, choć w Warszawie jest wielkomiejsko, dużo się dzieje. Trochę pomaga technologia. Przy współpracy z Fiszem, Emade i Waglewskim nagrałam wszystko przez internet. Jednakże mój menedżer i wytwórnia są z Warszawy - to jest świadomy wybór.

K.K.: Była mowa o technologii. Dziś debiut jest chyba stosunkowo prosty, choćby dzięki YouTubowi...

I.S.: Ale pozostaje druga, niewidoczna strona, czyli zrobienie tego wszystkiego, co ma się na YouTubie pojawić. Może to być wspaniale zrobiony teledysk, ale nic z tego, jeżeli ludzie nie uwierzą w muzykę. Jeśli im się coś nie spodoba, nie pójdą na koncert.

T.W.: Kiedy pracujemy nad line-upem Spring Breaku, konsultujemy się z wytwórniami muzycznymi i menedżerami. Czasem ktoś z wytwórni przesyła informację: oto fajny zespół internetowy, ale nie wiem, co on jest wart tak naprawdę. Chcę go zobaczyć na żywo i proponuję zaproszenie go na Spring Break. Przyjdę na koncert i jeśli będzie dobry, może podpiszę z zespołem umowę.

B.E.: Niestety zdarzają się sytuacje, że jest dobra produkcja, dobre wideo, zespół przyjeżdża i... zupełnie nie potrafi grać. Parę razy to mi się zdarzyło. I pogoniłem ich.

Debatowali:

  • Iwona Skwarek - kompozytorka, autorka tekstów, producentka. Współtworzy wraz z Bartoszem Szczęsnym duet Rebeka. Zagrali wspólnie prawie 500 koncertów, także poza granicami Polski.
  • Tomasz Waśko - z wykształcenie prawnik, od 2008 roku pracownik Agencji Go Ahead, a od 2014 współtwórca festiwalu showcase'owego Spring Break.
  • Łukasz Kowalka - menedżer muzyczny, prowadzi audycję Duszne Granie w Radio Afera.
  • Benek Ejgierd - animator kultury, restaurator, mieszkaniec Jeżyc, założyciel klubokawiarni Meskalina.

Całość do przeczytania w kwietniowym IKS-ie