Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Siedem dni z Voo Voo

Trzy tygodnie temu ukazała się nowa płyta zespołu Voo Voo - "7". To dzieło godne szczególnej uwagi. W sobotę czeka nas w CK Zamek poznańska koncertowa premiera pochodzącego z niej materiału. 

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

"Gdybym" to piosenka bardzo niepozorna, jak na przebój: wyrafinowana melodia, brak chóralnych refrenów. Do tego jest to utwór liryczny, długi, siedmiominutowy i zaśpiewany wspólnie z szerzej wszak nieznanymi w naszym kraju Alimem Qasimovem oraz jego córką Ferganą. Qasimov to artysta z absolutnego szczytu muzyki świata, wybitny pieśniarz. I chociaż ten pochodzący z Azerbejdżanu mistrz mistycznych pieśni mugham ma w naszym kraju grono zaprzysięgłych wielbicieli wśród fanów muzyki tradycyjnej, jest ono raczej skromne. A zatem - jak śpiewa Wojciech Waglewski - "jakiż sprawił to bóg", że "Gdybym" okazało się największym hitem w historii zespołu Voo Voo, pięć tygodni z rzędu okupując pierwsze miejsce listy przebojów Trójki? Paradoksalnie zadecydowało chyba samo piękno tej piosenki i artystyczna wierność samemu sobie.

Ryzyko?

Płyta "Dobry wieczór" sprzed dwóch i pół roku, z której pochodziła piosenka "Gdybym"  była krążkiem znakomitym, wyrazistą, pełną, mądrą opowieścią z przemyślaną dramaturgią. To było dojrzałe rockowe granie. Wydawać by się mogło, że kolejny krążek będzie nawiązywał do zarysowanej tam stylistyki, zwłaszcza, że rzecz została świetnie przyjęta. Tak postąpiłaby pewnie większość wykonawców, ale nie Waglewski, nie Voo Voo. Wszak nie ma potrzeby nagrywać kolejnego podobnego albumu. Lider planując "7" posłuchał więc - jak sam twierdzi - podszeptu swych synów, by zrobić płytę "której nikt nie będzie chciał kupić".

I nawet jeśli ktoś zechce uznać powyższe ledwie za błyskotliwą figurę retoryczno -marketingową, to jest w niej głęboka prawda, choć także element, powiedzmy, prowokacji (a przynajmniej prowokowanie losu). Deklaracja taka oznacza bowiem nagranie płyty niezależnej od mód i innych okoliczności, takiej, która jest rzeczywiście głęboką, wyrazistą i osobistą wypowiedzią. Takiej, która wyznacza zupełnie inną perspektywę. Czy to ryzyko się opłaciło? Czy publiczność przyjmie tę nową wizję?   

Możemy zaczynać

Zespołowi Voo Voo kibicuję już od tylu lat, że irytuję się albo żal mi, kiedy nagrywa on płyty słabsze. Dlatego i tym razem poczułem drobną niepewność. Okazało się, że niepotrzebnie. "7" to piękny i bardzo ważny krążek. W długiej biografii zespołu pewnie jeden z najważniejszych, ale też najwyrazistszych i najpoważniejszych. Choć owa "powaga" dotyczy raczej obranego kursu, grania medytacyjno- kolorystycznego, pewnymi ostinatowymi i ostentacyjnie nieprzebojowymi figurami. Sam nastrój albumu jest bowiem raczej pogodny. Nie wesołkowaty, ale pozytywny, jasny, mimo powracającej refleksji autora nad upływającym czasem, mimo świadomości, że "godzina młoda, a ciało już mniej". Grupa poniekąd uformowała się na tej płycie na nowo. Zgadzam się z tym, co mówi lider: "czuję raczej jakbyśmy otworzyli na nowo tę naszą opowieść. Teraz dopiero możemy zaczynać."

Poza ścieżki

Waglewski śpiewa na nowej płycie  "I pamiętam jeszcze życie bez ciebie / nudne bidne o niczym chore / szare jak w ten poniedziałek niebo". "7" to bowiem krążek o miłości, o wierności - wobec siebie i ukochanej kobiety. To finezyjny zapis obserwacji (czasem niemal kontemplacji) świata wokół. Ale nie zapis w sensie publicystycznym, raczej lirycznym, melancholijnym i często onirycznym. Smaku całości dodaje jego specyficzna konstrukcja: ten concept album składa się bowiem z siedmiu piosenek, zatytułowanych jak kolejne dni tygodnia. Staje się więc pretekstem do słuchania go jako swoistej niekończącej się opowieści, w osobliwie kolistej narracji. Opowieści - dodajmy - rozkwitającej, bowiem odbiorca z każdym przesłuchaniem odkrywa tu nowe smaczki.

Wyrafinowana jest również muzyczna formuła płyty. Wypełnia ją bowiem siedem niespiesznych, długich, jak na radiowe standardy, utworów. Utworów, w których świadomość tradycji rockowej i jazzowej, a także przecież mądrej piosenki czy ballady, zdaje się zyskiwać, jako dopełniający (a właściwie fundamentalny!) kontekst, estetykę minimal czy transowe formy muzyki tradycyjnej. Artyści wychodzą właściwie poza utarte ścieżki wszystkich wspomnianych nurtów.

Czterej panowie z Voo Voo są w znakomitej formie instrumentalnej, podobnie jak zaproszeni goście. Nagrali wybitną płytę.

Inicjały

Cała ta przygoda pod szyldem Voo Voo zaczęła się, wierzyć się nie chce, już ponad trzy dekady temu. Wojciech Waglewski, wirtuoz gitary znany był wówczas ze współpracy sesyjnej z szerokim kręgiem polskich wykonawców jazzu, rocka i popu, m.in. Bemibek czy Krystyną Prońko (dla której też komponował). W pamięć słuchaczy zapadł też wtedy jako członek legendarnego zespołu Osjan, łączącego natchnienia płynące z odległych kultur muzycznych ze sztuką improwizacji. W roku 1983 wziął udział w realizacji kultowego dziś albumu "I Ching", przy pracy nad którym - na zaproszenie Zbigniewa Hołdysa - zgromadziła się rockowa czołówka. Konsekwencją tejże sesji było powstanie efemerycznej supergrupy Morawski -Waglewski - Nowicki - Hołdys. Po zagraniu kilkunastu koncertów i wydaniu jednej, wybitnej płyty, formacja ta przestała działać, a trzej jej członkowie - już bez Hołdysa - spotkali się w nowym zespole, który swą nazwę wziął od inicjałów lidera: Voo Voo.

Ich czterech

Kolejne trzy dekady to: niezliczona ilość koncertów, projektów - wspólnych i z innymi artystami, znakomitych płyt, a także stosunkowo nieznaczne zmiany składu. Wspólnie z Waglewskim (śpiew, gitara) i Mateuszem Pospieszalskim (saksofony, śpiew, liczne inne instrumenty) o obliczu zespołu decydują kontrabasista Karim Martusewicz (od dziewiętnastu lat) i już szósty rok perkusista Michał Bryndal, który dołączył do zespołu po śmierci Piotra "Stopy" Żyżelewicza. Każdy z członków grupy zaangażowany jest w ogromną ilość własnych projektów i innych przedsięwzięć.

A dyskografia? Naprawdę nie sposób opowiedzieć historię polskiej muzyki bez takich płyt Voo Voo, jak debiutancka, a także "Sno-powiązałka", "Łobi jabi", "Zapłacono", "Oov Oov" czy wydana w dwudziestolecie działalności "XX". Wielkie wrażenie robiły też płyty z piosenkami dla dzieci ("Małe Wu Wu", "Małe Wu Wu śpiewa wiersze ks. Jana Twardowskiego"), ale też nagrana z Urszulą Dudziak i Anną Marią Jopek "Voo Voo z kobietami" czy zrealizowany wspólnie z Trebuniami-Tutkami "Tischner".

Jeszcze wszystko...

"7" to niejedyne wydawnictwo związane z zespołem, jakie ukazało się w ostatnim czasie. Na rynku znalazły się też niedawno książki: "Dzień dobry wieczór", czyli rozmowy z członkami Voo Voo przeprowadzone przez Piotra Metza oraz znakomity wywiad - rzeka "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe" autorstwa Wojciecha Bonowicza. Co więcej, już 7 kwietnia ma się ukazać płyta "Tralala" formacji Mateusz Pospieszalski Quintet, kolejne autorskie dzieło saksofonisty. Póki co pochylmy się jednak nad "Siódemką", nagraną przez Voo Voo.

Kto pamięta pierwszy poznański koncert po wydaniu poprzedniego albumu wie, że działy się wówczas rzeczy wielkie. Być może podobnie będzie i tym razem.

Tomasz Janas

  • Voo Voo
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 1.04, g. 20
  • bilety 69 zł
  • płyta "7" - wyd. Art2 / Agora