Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Mit czy kit?

- Przed paroma miesiącami rekonstruktorzy z Poznania pojawili się z flagami powstańczymi w Krakowie, budząc zdziwienie i sensację. Trzeba było wyjaśniać, o co, o jakie wydarzenie chodzi. Tu jeszcze dużo jest do zrobienia - mówi Marek Rezler*, autor książki Mity o Poznaniu.

, - grafika artykułu
Marek Rezler, fot. Artur Boiński

Pierwszy mit, który rozwiewa Pan w swojej nowej książce, pojawia się już na samym początku. Zdradza Pan, że Marek Rezler nie jest poznaniakiem ani nawet Wielkopolaninem! Myślę, że wielu czytelników ten fakt zaskoczy.

Tak, moi rodzice pochodzili z Polski centralnej, ja urodziłem się na Ziemiach Zachodnich. Do Poznania przybyłem na studia w 1966 roku, bo tu był uniwersytet najbliższy memu miejscu zamieszkania. W Wielkopolsce zakotwiczyłem się na stałe, doskonale się tu czuję, ale mam inną mentalność, na otaczający mnie region i ludzi patrzę z dystansem, jak na wielkie teatrum. Widzę zjawiska, których sami Wielkopolanie nie zauważają. Co dla nich jest oczywiste i naturalne, niewarte uwagi - dla mnie stanowi znakomite pole obserwacji. 

Zmierzmy się więc z kilkoma poznańskimi mitami, które pojawiają się w książce. Zacznijmy od Ostrowa Tumskiego. Kiedy odkryto tam pozostałości palatium Mieszka I i kaplicy Dobrawy, zapowiadała się spora sensacja. Ale Pana zdaniem Poznań nie potrafił wykorzystać tego znaleziska, czyli wytworzyć mitu na ten temat. Czy teraz jest już lepiej?

Nie bardzo. Wprawdzie powstał rezerwat "Tu wszystko się zaczęło", zastosowano nowoczesne formy przekazu i prezentacji, ale nie wykorzystano propagandowej, emocjonalnej roli pozostałości kaplicy Dobrawy - a są to fundamenty najstarszej murowanej świątyni chrześcijańskiej na ziemiach polskich, starszej od krakowskich! Można sobie wyobrazić, jak takie odkrycie, na skalę kraju, zostałoby wykorzystane w Warszawie czy w Krakowie. Jak - o tym piszę w książce.

Przez lata przewodnicy oprowadzający turystów szli pod budynek Urzędu Miasta Poznania i pokazywali - tu koncertował Fryderyk Chopin. Pan twierdzi, że tego koncertu nie było.

Muzykolodzy, znawcy życia i twórczości Fryderyka Chopina, od szeregu już lat wiedzą, że ów koncert to mit stworzony przez Marcelego Antoniego Szulca w 1873 roku. Kompozytor co prawda był wtedy w stolicy Wielkopolski, ale jeśli nawet muzykował z Antonim Radziwiłłem, to kameralnie. Zresztą wiele przesłanek wskazuje na to, że księcia namiestnika nie było wtedy w Poznaniu. Jednak nie zwalczałbym tej skądinąd sympatycznej legendy. Wystarczy urealnienie.

Przypomniał Pan w swojej książce, jak wiele emocji budził przez lata projekt odbudowy zamku Przemysła. Było wiele protestów, by "zamku Gargamela" w ogóle nie budować, chociażby dlatego, że nie wiadomo, jak wyglądał. A jednak zamek powstał i...

...powoli wpisuje się w panoramę miasta. Dla znawców dziejów Poznania lokalizacja i wizualizacja wieży potwierdzają fakt istnienia już od średniowiecza Poznańskiego Szlaku Królewskiego, prowadzącego od kościoła św. Jana Jerozolimskiego na Komandorii do zamku na Górze Przemysła.

Ostatnio udało się podnieść rangę powstania wielkopolskiego. Ustanowiono święto państwowe w rocznicę wybuchu, uroczystości 27 grudnia miały rangę ogólnopolską, był na nich prezydent RP. Jednak przy tej okazji wielokrotnie, np. w telewizji, radiu, powtarzany był mit, że było to jedyne polskie zwycięskie powstanie. I znowu historycy mają co robić...

Nie jest tak źle. Horrendalna opinia o powstaniu lat 1918-1919 jako "jedynym zwycięskim" powoli znika, choć jeszcze tu i ówdzie można ją usłyszeć. Sam na ów slogan jestem wyjątkowo wyczulony i uwrażliwiony. Natomiast słabo znane są inne zwycięskie powstania, a było ich trochę, nawet w Wielkopolsce. Gorzej jest ze znajomością powstania w ogóle: w świadomości ogółu Polaków, w podręcznikach, w publicystyce. Przed paroma miesiącami rekonstruktorzy z Poznania pojawili się z flagami powstańczymi w Krakowie, budząc zdziwienie i sensację. Trzeba było wyjaśniać, o co, o jakie wydarzenie chodzi. Tu jeszcze dużo jest do zrobienia.

W książce przypomina Pan też mit, że powstańcy wielkopolscy nie zdobyli dworca kolejowego, bo nie mieli tzw. biletów peronowych. Skąd to się wzięło?

To jedna z szyderczych opinii o mentalności Wielkopolan, krążących od dziesiątków lat zwłaszcza w centralnej Polsce. Legalizm, praworządność, jakoby zapożyczone od Niemców (choć jednak coś jest na rzeczy, ale nie w takim stopniu, jak się opowiada), okazywały się silniejsze od polotu, elastyczności rozumowania i fantazji tak potrzebnej w chwilach przełomu dziejowego. Jednak analiza przebiegu konspiracji przedpowstaniowej i przebiegu walk pozwala stwierdzić, że nie było aż tak źle, a fantazja młodych powstańców i ich działania w zupełności wystarczyłyby na niejeden film o dynamicznej akcji.

Popularny mit, a raczej żart, dotyczący dziejów Wielkopolski w okresie II wojny światowej, mówi, że nie było tu konspiracji i partyzantki, bo "Hitler zabronił".

Geneza tej opinii jest identyczna jak w przypadku owego niezdobywania dworca kolejowego w Poznaniu. Warunki do działania ruchu oporu w Warthelandzie i w Generalnym Gubernatorstwie były całkowicie różne, to dwa zupełnie inne światy. Znawcy epoki zresztą owe różnice dokładnie przeanalizowali i dziś mało kto ruch oporu w Wielkopolsce w czasach II wojny światowej traktuje z ironią czy szyderstwem.

Od kilkunastu lat w Poznaniu używana jest nazwa Powstanie Poznańskie w odniesieniu do protestów robotniczych w czerwcu 1956 roku. Muzeum mieszczące się w Zamku to Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956. Czy określenie "powstanie" jest właściwe?

Absolutnie nie. Poznańskie wydarzenia z czerwca 1956 roku nie mogą być określone mianem powstania, choć w 2006 roku z dnia na dzień zaczęto jakby odgórnie w Poznaniu tak je określać. Pojawiło się muzeum, tablice, publikacje z użyciem tego pojęcia. Większość historyków jednak od razu podeszła do tego zjawiska krytycznie i z dystansem. Dziś już spośród badaczy przeszłości i publicystów mało kto używa pojęcia "powstanie poznańskie 1956 roku". Tutaj propaganda najwyraźniej rozminęła się z realiami; owa nazwa jedynie przetrwała tu i ówdzie w różnych formach upamiętnienia. Jednak w drugą stronę: używanie określenia Poznański Czerwiec 1956, bardzo kiedyś częste, jest za słabe, deprecjonuje znaczenie owych tragicznych dni. Wydaje się, że najbardziej trafne byłoby pojęcie "poznański protest". Protest, który z czasem przekształcił się w rozruchy zbrojne o nie do końca jasnej genezie rozwoju wypadków. Nie wykluczając prowokacji ze strony ówczesnych organów bezpieczeństwa.

Rozmawiał Szymon Mazur

*Marek Rezler - historyk wojskowości, popularyzator dziejów Poznania i Wielkopolski, autor ponad 20 książek, m.in. współautor i współredaktor monumentalnej Encyklopedii powstania wielkopolskiego 1918-1919 (wyd. 2018 i 2021). Publikuje w wielu tytułach prasowych i na stronach naukowych w internecie. Autor edukacyjno-historycznych programów telewizyjnych (WTK, RTK) i radiowych, wygłasza liczne prelekcje i wykłady. Od ponad 20 lat prowadzi stały cykl wykładów poświęconych historii Poznania w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk. W 2019 roku uhonorowany tytułem Zasłużony dla Miasta Poznania.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022