Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Zanurzmy się w mitach

- Urodziłem się 20 marca, który jest Światowym Dniem Opowiadania Historii, więc nic nie dzieje się przypadkiem! - mówi Szymon Góralczyk*, bajarz, który poprowadzi w Poznaniu Spotkania z mitami i opowieściami słowiańskimi.

, - grafika artykułu
Szymon Góralczyk podczas opowiadania baśni, fot. archiwum prywatne

Zacznijmy przewrotnie od środka. Twoją misją, jako bajarza, jest poszukiwanie baśni i różnych kultur opowiadania na całym świecie. Te poszukiwania zawiodły Cię już m.in. na Kubę, do Meksyku, Finlandii, Izraela...

To prawda, od lat jeżdżę w różne miejsca, słucham lokalnych opowieści i poznaje środowiska opowiadaczy. Wszystkie miejsca, które odwiedziłem dotychczas, łączy jedna obserwacja - że w porównaniu do tych kultur, u nas w Polsce bajanie dopiero się "reaktywuje". W innych krajach ciągłość tradycji snucia opowieści jest nieprzerwana, ludzie mówią z dumą: "Jestem piątym z kolei opowiadaczem w mojej rodzinie, wcześniej bajarzem był mój ojciec, dziadek, pradziadek...", podczas gdy u nas najczęstsza reakcja to: "Co? Bajarz? Znaczy kto?". I wcale nie jest tak, że nie mamy u siebie legendarnych opowiadaczy, z których dobrze byłoby zrobić "towar eksportowy". Mamy, ale nie mówi się o nich, nie uczy w szkole.

Wyjaśnij zatem - co właściwie znaczy zawód bajarza?

Wszyscy mniej więcej wiemy, o co w tym chodzi... ale też nie do końca, bo taka profesja jest w dzisiejszych czasach trochę jak egzotyczny niebieski ptak. Ludzie pytają: "Ale jak to? Jesteś bajarzem, czyli uczysz się bajek na pamięć, hę?". A właśnie nie! Z byciem bajarzem jest tak, że trzeba przede wszystkim wiedzieć, o co chodzi w bajkach i opowieściach i w jaki sposób "podać je dalej" po swojemu. Bycie bajarzem to także odkrywanie świata, który jest ukryty w literaturze, albo przeciwnie - bardzo łatwy do odkrycia wokół nas. Wreszcie - dla mnie bycie bajarzem, to przede wszystkim dzielenie się wspaniałymi historiami z innymi ludźmi.

To moja pasja, która z czasem przerodziła się w profesję i życiową drogę. W pewnym momencie życia uznałem, że to tak fascynujące i wciągające, że chcę temu poświęcić cały swój czas. A skoro nie została z tego czasu już ani ociupina na pracę - to bajanie musiało stać się także moją pracą.

Skąd się biorą Twoje opowieści?

Bardzo lubię wyciągać je z zapomnianych książek z antykwariatów - baśnie śmieszne, straszne, mądre, dziwne - i przekazywać je dalej. Dziś poruszamy się w kanonie historii utartych, wszyscy opowiadamy w kółko Czerwonego Kapturka, Śpiącą Królewnę czy Małą Syrenkę. Ja chcę wydobyć bajki zapomniane i przywracać je do życia, bo w niczym nie ustępują tym, które znamy od dzieciństwa.

Czasami opowiadania "zapożyczam" od bajarzy z całego świata, których odwiedzam, ale nie równa się to bezmyślnemu "kopiuj-wklej". Jeśli jakaś historia do mnie trafia, pytam, skąd się wzięła i staram się ją na swój sposób zrozumieć i na zupełnie swój sposób opowiedzieć. Jest to najlepsza forma hołdu, jaką bajarz może złożyć innemu bajarzowi. To sprawia, że historia żyje i krąży w zupełnie nowym miejscu, gdzie też ma bardzo wiele do przekazania.

Dla kogo są przeznaczone baśnie i opowieści? Czy tylko dla dzieci?

Dziś rzeczywiście kojarzą nam się z historiami wyłącznie dla dzieci, ale dawniej tak nie było. Kiedyś bajki ludowe opowiadali sobie dorośli, a dzieci mogły jedynie podsłuchiwać. Baśnie, które się z tego nurtu wywodzą też były początkowo skierowane wyłącznie do dorosłego słuchacza. Teraz z kolei wystarczy otworzyć pierwszą lepszą książkę z bajkami, by zauważyć, że są adresowane wyłącznie do młodszych czytelników. Idąc tym tropem mamy mylne przekonanie, że baśnie są tylko dla dzieci.

Jest to o tyle niesłuszne założenie, że w baśniach pojawia się wiele elementów, których dzieci nie rozumieją. Rozumieją je za to, i to doskonale, dorośli. Szczególnie bajki ludowe, ich humor i pomysł na opowieść, wskazówki na dobre życie schowane między wierszami - to coś, co trafia przede wszystkim do dorosłych. To oni, słuchając baśni, mają większe pole do interpretacji.

A co zrobić, żeby ci dorośli, przekonani, że opowieści nie są dla nich, także chętnie przyszli na spotkanie z Tobą?

Postanowiłem zapraszać dorosłych do słuchania mitów, i tak też nazywam te wieczory - spotkaniami z mitami i opowieściami. Mity to inny rodzaj historii niż baśnie, są bardziej mistyczne, tłumaczą świat i wierzenia ludzi, odpowiadają na pytania: co było przed nami i czym staniemy się po śmierci. Jest tam mniej codziennego kontekstu niż w baśniach, dlatego, znów - dorośli odnajdują się w nich znacznie lepiej niż dzieci. Dorośli przychodzą też na takie spotkania dużo chętniej niż na wieczory poświęcone wyłącznie opowiadaniu baśni. Na spotkania z baśniami też oczywiście przychodzą, jako opiekunowie, ale są bardzo nieśmiali, nie do końca pewni, czy również mogą zostać i posłuchać.

W jaki sposób opowiadasz?

Często gdy mówię komuś, że będę opowiadać baśnie, to ktoś myśli, że mam zamiar otworzyć księgę i czytać ją na głos. Niektórzy rzeczywiście tak robią, ale czytanie i opowiadanie baśni to zupełnie inne sprawy, zupełnie inna "forma bycia" w opowieści. Gdy czytamy książkę, jesteśmy wszyscy w tekście, a gdy opowiadamy z głowy i dodamy do tego gestykulację, śpiew i przygrywanie na instrumentach, to wszyscy, z bajarzem włącznie, jesteśmy w środku opowieści.   

Są różne typy opowiadaczy w Polsce. Są tacy, którzy wychodzą i mówią. Są tacy, którzy mówią i coś pokazują. Są tacy, którzy mają w towarzystwie akompaniującego im muzyka i są też tacy, którzy sami uzupełniają swoje bajanie graniem czy śpiewaniem. Jest to trudne, połączyć granie i opowiadanie w jedno, bo niekiedy obie te czynności odbywają się w zupełnie innym rytmie, a trzeba jednak wszystko odpowiednio włączyć w nurt opowieści. Jednocześnie warto to robić, bo muzyka wspaniale ubogaca przekaz. Słowa i gesty mówią o tym, co dzieje się w opowieści, natomiast muzyka wprowadza element atmosfery, kolorystyki, emocjonalności. Dopełnia treść tym, co jest nienazwane, ale jednak podskórnie to czujemy.

Na spotkaniach, które odbędą się teraz w Poznaniu na pewno pojawią się instrumenty nawiązujące do słowiańszczyzny. Będzie instrument o nazwie kanklės, o rodowodzie litewskim, ale także nadbałtyckim, podobny do polskich gęśli - używany jako "pomost między światami" dla bajarza, który opowiada historie o bogach i herosach. Nie może zabraknąć także bębna szamańskiego, który również przywoła postaci z innego świata. Wybór tych instrumentów nawiązuje do tematu spotkania, do tego, że będą to mity, opowieści o kształtowaniu się świata i człowieka, o tym, co odbyło się tak dawno temu, że potrzeba specjalnych środków, by sobie o tym przypomnieć. 

Jak się ma ta "forma bycia w opowieści", o której wspomniałeś wcześniej, do opowiadania w pandemii? Prowadziłeś wtedy spotkania online.

Gdy wybuchła pandemia, to niemal na jej początku wpadłem na pomysł: "O! Trzeba opowiadać w internecie!". Organizowałem spotkania cykliczne, które nazwałem Kwarantanna Opowieści, nawiązując do Karawany Opowieści, która nie mogła już podróżować, musiała osiąść w jednym miejscu. Mniej więcej po dwóch miesiącach doszedłem do wniosku, że choć jest grono ludzi, które słucha i ogląda, to ja nie chcę już tego robić. Straszliwie brakowało mi kontaktu z publicznością, możliwości stworzenia relacji, która kiełkuje naturalnie, podczas opowiadania na żywo. Bo opowiadanie to dla mnie także forma relacji - nie chodzi tu o kierowanie wszystkich reflektorów na mnie, jako bajarza, ale przede wszystkim o bycie w opowieści razem, z całą grupą. Zrezygnowałem na dobre ze spotkań online, do opowiadania wróciłem dopiero, gdy były już możliwe spotkania z publicznością.

Masz spory wpływ na to, że w całej Polsce odradza się sztuka opowiadania. W Poznaniu stworzyłeś Baśnie Właśnie, a następnie Karawanę Opowieści, która krąży po kraju i świecie, w innych miastach również zwołujesz ludzi, którzy są zafascynowani bajarstwem.

Urodziłem się 20 marca, który jest Światowym Dniem Opowiadania Historii, więc nic nie dzieje się przypadkiem! Rzeczywiście mam dorobek "ojca założyciela" kilku grup w Polsce, ale najważniejsze jest to, że członkowie tych grup, gdy już mnie nie ma, sami o sobie stanowią. Sami decydują, jak działają i czy działają. To chyba najlepsze, co możemy zrobić dla sprawy - zainicjować coś nowego i pozostawić to własnemu biegowi. Tak właśnie działa środowisko opowiadaczy w Polsce - to coraz więcej grup, które mają na siebie zupełnie nowe pomysły. Ale najważniejszą misją, która powinna łączyć je wszystkie, to dawanie publiczności przekazu: "Teraz Wy idźcie i opowiadajcie".

Czyli uważasz, że opowiadać każdy może? Nawet jeśli nie ma dykcji radiowca i grać umie jedynie na widelcu?

Absolutnie tak. Przypomina mi się anegdotka, którą przeczytałem w rozmowie ze Zbigniewem Zamachowskim. Wybrał się na jeden ze swoich pierwszych castingów i gdy wyrecytował swoją kwestię, usłyszał: "Jest wiele zawodów, które zaczynają się na literę A, ale aktor nie jest dla pana...". A wszyscy przecież wiemy kim został Zamachowski. Z opowiadaniem jest znacznie łatwiej, bo nie trzeba mieć idealnej dykcji, nie trzeba ukończyć też specjalnej szkoły. Można za to brać udział w warsztatach, które pomagają na sposób bardziej wspierający, bo uczą rozumienia i świadomości budowania historii. Ale tak naprawdę jedynym, czego potrzebujemy, by opowiedzieć historię jest... historia, którą chcemy opowiedzieć. Taka, która nas rozbawiła, przestraszyła, wzruszyła lub wywołała inne, ważne dla nas emocje. Samo znalezienie takiej opowieści daje nam siłę, by podzielić się nią ze światem. I na pewno będzie to szczere, piękne i ważne. Niech sama opowieść będzie tym, co będzie nas niosło w opowiadaniu.

Rozmawiała Izabela Zagdan

  • Spotkania z mitami i opowieściami słowiańskimi
  • 15 i 16.02, g. 19
  • Meskalina Scena Stage
  • bilety: 22 zł

*Szymon Góralczyk - bajarz, podróżnik i zbieracz opowieści, współzałożyciel poznańskich grup opowiadaczy Baśnie Właśnie i Karawana Opowieści. Wzorem wielu bohaterów swoich opowieści żyje w chatce w środku lasu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022