Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Przestańcie oceniać kobiety upadłe

Jak ma się nasz współczesny język? Czy jest dla nas cenny, ważny, czy jest nam potrzebny? Czy nadal potrafimy się nim porozumiewać? Czy w ogóle potrafimy rozmawiać? Czy jest nam z nim łatwiej czy trudniej? W Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego, który przypada 21 lutego, warto zadać sobie te pytania. 

. - grafika artykułu
fot. Maciej Kaczyński / CK Zamek

Z zagadnieniami tymi zmierzyli się również uczestnicy poniedziałkowej dyskusji "Polszczyzna ludzi myślących (wciąż jeszcze)": Jerzy Bralczyk, Ewa Łętowska, Grzegorz Miecugow, Jerzy Radziwiłowicz, Michał Rusinek i Halina Zgółkowa. Spotkanie w CK Zamek rozpoczął Andrzej Markowski, przewodniczący Rady Języka Polskiego, która co roku organizuje debatę nad stanem języka. Co roku w Warszawie, tym razem po raz pierwszy - w Poznaniu.

Andrzej Markowski: Do Kartezjusza przyszedł kiedyś uczeń. "Czy Mistrz Kartezjusz jest?" - zapytał w progu. "Tak, jest bo myśli" - odpowiedział służący. Język to właśnie sprawa myślenia. W łacinie mamy "homo sapiens" czy "homo faber", a nie mamy "homo cogitibus". Albo dlatego, że z góry zakładamy, że wszyscy ludzie myślą, albo dlatego, że myśli tak niewielu.

Prof. Ewa Łętowska: Przepaść między znaczeniem a istnieniem jest ogromna. Na co dzień, mówiąc językiem kolokwialnym, "robię w prawie", a dokładnie w prawodawstwie, gdzie wyraźnie widać tę różnicę. Na papierze prawo widać wyraźnie, ale jego znaczenia dowiadujemy się tak naprawdę dopiero od innych. Sądzę, że kryzys komunikacyjny, jaki nas w tej chwili dotyczy, jest związany ze złym zrozumieniem istoty prawoznawstwa, które polega na tłumaczeniu sensu i znaczenia litery prawa. W tej chwili poruszamy się pomiędzy Scyllą nieumiejętności a Charybdą manipulacji. Sądy owszem, potrafią podjąć decyzję, ale objaśnić, dlaczego podjęły taką a nie inną, już nie bardzo. Media muszą wypełnić czas antenowy, więc łatwiej podlegają manipulacji i niepełnemu rozumieniu istoty rzeczy. Politycy z kolei zazdroszczą tym, którzy mają władzę nad znaczeniem prawa, są zazdrośni o władzę nad tekstem. Czytaniu tekstu powinien towarzyszyć sens, najczęściej jednak czytamy po wierzchu - sam tekst. Jeśli więc prawnicy nas nie ocalili, to może chociaż językoznawcy...

Grzegorz Miecugow: Kiedy zaczynałem pracę w mediach, pracowałem w radio, a nie w radiu. W studio, a nie w studiu. Teraz chodzę do studia i wcale mi to nie przeszkadza, to dla mnie zgodne z logiką. Nie podoba mi się natomiast, że media często upowszechniają język niewłaściwy, chodzą na skróty. Pamiętam z lat 90. reklamę "Ojciec prać", która była zrozumiała dla wszystkich, bo wszyscy wtedy czytali Sienkiewicza. Teraz już tego nie wiadomo, bo każdy czyta coś innego. Sam gram w scrabble, żeby ćwiczyć głowę, ale tylko w internecie, anonimowo. Przestałem grać w "realu", odkąd zacząłem przegrywać z 20-latkami. Tytuł naszej debaty brzmi groźnie, bo sugeruje, że myślenie kiedyś się skończy, albo że część z nas nie myśli wcale. Nie zgadzam się z tym. Niektórzy po prostu myślą inaczej. Jak w przekonaniu mojego profesora filozofii, który swoje pierwsze zajęcia rozpoczął słowami: "Przestańcie oceniać kobiety upadłe, bo jeśli nie one, to po czym poznawalibyście te porządne?". Przestańmy oceniać się nawzajem, to może w końcu zaczniemy się rozumieć.

Jerzy Radziwiłłowicz: W języku interesuje mnie ten drugi, czyli ten, który słucha. Porozumiewanie się to nie tylko znajomość języka, bo ten jest wyłącznie narzędziem. Liczą się wspólne punkty odniesienia, wiedza o świecie, która nas łączy, wspólna historia, wspólne odczucia pogody i pejzażu, kanon lektur, przez który nie rozumiem wyłącznie tych szkolnych, i tak dalej. Jeśli więc gdzieś istnieje problem w komunikacji, to chyba właśnie z tego powodu, że po drodze zgubiliśmy te punkty wspólne. A to z kolei wina edukacji, od której zależy zarówno umiejętność wspólnego patrzenia, jak i wspólnego prowadzenia sporów.

Michał Rusinek: W Ameryce słowo "postprawda" zostało uznane za słowo roku 2016. Dowodzi to, że w komunikacji posługujemy się nie tylko językiem i myślą, ale również emocjami. To, że ludzie nie tylko myślą, widać m.in. w napisach przydrożnych, których jestem fanem. Pewnego razu przeczytałem na przykład gdzieś pod Toruniem: "Organizujemy Sylwestry. Dowolne terminy". Nie oznacza to, że człowiek, który to napisał, nie myśli, ale to, że po napisaniu po prostu tego nie przeczytał. Z kolei między Poznaniem a Wrocławiem w pewnej knajpie, w której zatrzymałem się z powodów literackich, przeczytałem o festynie pod tytułem "Średniowiecze wiecznie żywe". Piękne, prawda? I w jaki piękny sposób odnosi się do naszej rzeczywistości! W gruncie rzeczy wszystko można sprowadzić do Platona i Arystotelesa. Dla tego pierwszego różnica zawsze jest opozycją - musisz się określić, prawda albo nieprawda. Dla drugiego różnica to continuum, enumeracja, która różnicę rozumie jako różnorodność. O to powinniśmy walczyć.

Prof. Jerzy Bralczyk: Sam wymyśliłem to "wciąż jeszcze" w tytule naszego spotkania. To oczywisty pleonazm, bo jeśli "wciąż", to przecież i "jeszcze". Postulat ludzi myślących rozumiem bardziej życzeniowo. To znaczy dobrze, by tak było, ale nie w rozumieniu przypisywania sobie cech myślenia, a odmawianiu go innym. To niesmaczne, jak w frazie herbertowskiej, gdzie "kwestia smaku" przypisywana sobie samemu tak naprawdę oznacza jego brak. W tej chwili światem rządzi piar i wizerunkowość. Bardziej zależy nam na tym, by nas lubiano, uznawano za mądrych i interesujących. Sam się zastanawiam, czy to co teraz mówię, to moje prawdziwe myśli, czy raczej chęć przypodobania się państwu. Raz zdarzyło mi się, wstyd się przyznać, że przemawiając po szwedzku złapałem się na tym, że mówię to, co jest mi łatwiej powiedzieć, a nie to, co sobie wcześniej myślałem. Mało tego! Po powiedzeniu tego, sam zacząłem w to wierzyć! Z drugiej strony broń Boże, żeby "język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa", bo wtedy na pewno znaleźlibyśmy się w jednym z dwóch zakładów zamkniętych. Język i tak wyprzedza rzeczywistość, bo przecież możemy wyobrazić sobie kwadratowe koło - to takie, które ma cztery kąty, czy bezdzietnego ojca - to taki ojciec, który nie ma dzieci. Kiedyś w jednym z listów ktoś napisał do mnie, że język polski to język, w którym źle się myśli. A ja się z tym nie zgadzam! Jest jaki jest, tak sobie myślę.

Prof. Halina Zgółkowa: Moja diagnoza o języku sprowadza się do wiersza Tadeusza Różewicza "Przyszli żeby zobaczyć poetę". To wiersz napisany w 1983 roku, a więc ponad trzydzieści lat temu, ale jakże wciąż aktualny! Pytanie, które zawieszam, brzmi: czyżby to był początek naszych czasów? Ta bylejakość? Z kolei moja prognoza na kolejne trzydzieści lat to nadzieja. Jeżeli dzieci w wieku przedszkolnym, których językiem zajmuję się i który badam, będą takie same w wieku dorosłym, to nie mamy się o co martwić. Współczesne dzieci najpierw myślą, potem mówią. Czterolatek zaczyna swoją wypowiedź od słów "niech się zastanowię...". Dzieci porządkują i swój język, i swój świat. To neologizmy, ale jakże logiczne! Przykładowo, jeżeli jest "kwiaciarnia" i "kawiarnia", to musi być i "buciarnia" i "zabawkarnia". Dla dziecka człowiek myślący to po prostu "myśliwy". Jeżeli jest dziadek do orzechów, musi być i dziadek do puszek. A jeśli po schodach się schodzi, to wchodzi się po... wchodach. Genialni lingwiści!

not. Anna Solak

  • Debata "Polszczyzna ludzi myślących (wciąż jeszcze)"
  • CK Zamek
  • 20.02