Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ALE KINO! Całkiem inna bajka

"Nazywam się Cukinia", pełnometrażowy debiut Claude'a Barrasa, to rzecz głęboko zanurzona w rzeczywistości. Ten animowany dramat społeczny - choć dedykowany dzieciom - powinien zobaczyć również widz dorosły. 

. - grafika artykułu
Kadr z filmu "Nazywam się Cukinia", fot. materiały Ale Kino!

Claude Barras, który do tej pory wyreżyserował kilka krótkometrażowych animacji - m.in. wielokrotnie nagradzaną "The Genie in a Ravioli Can", tym razem przeniósł na ekran powieść inspirowaną prawdziwym życiem. Książka autorstwa Gillesa Parisa ukazała się również w Polsce - pod tytułem "To ja, Matołek" - kilka dobrych lat temu nakładem Instytutu Wydawniczego PAX.

Głównym bohaterem tej historii i zarazem jej narratorem jest dziewięciolatek, który po śmierci mamy alkoholiczki trafia do domu dziecka. Ikar nazywany Cukinią próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji, jednak mieszkanie w zupełnie nieznanym miejscu, które musi dzielić z innymi dziećmi - a każde z nich niesie ze sobą równie ciężki bagaż doświadczeń - nie jest takie proste. Chłopiec dzieli pokój z piegowatym, rudym i agresywnym Simonem, którego rodzice są narkomanami. Ale dom dziecka zamieszkują także m.in. ofiara molestowania; dziewczynka, której mamę odesłano do Afryki i chłopiec, którego tata siedzi w więzieniu. Trafia tam także Camille, z którą Cukinia od razu po jej przyjeździe się zaprzyjaźnia. Ojciec dziewczynki zabił na jej oczach matkę, a potem popełnił samobójstwo. Jej historia przygniata nawet dorosłego widza.

Przybycie Camille zwiastuje w życiu bohaterów zmiany, co pięknie ilustruje zawieszona w domu dziecka prognoza ich nastrojów. Bo po kilku dniach w życiu każdego z nich świeci słońce. Zamknięta w sobie dziewczynka zaczyna się uśmiechać, a Simon, który wcześniej wszystkim dokuczał, odreagowując w ten sposób własną frustrację, okazuje się niezwykle pomocnym i dojrzałym chłopcem. To właśnie on - kiedy licząca tylko na pieniądze ciotka próbuje zabrać Camille z domu dziecka - pomaga jej udowodnić, że kobieta ma złe zamiary.

Styl animacji przypomina filmy Tima Burtona, twórcy m.in. "Frankenweenie". Kim Keukeleire stworzyła podobne postaci - z nieproporcjonalnie dużymi głowami i smutnymi, podkrążonymi oczami. Każda z nich jednak - jak i w życiu, ma także swoje indywidualne rysy. Cukinia ma niebieskie włosy i usta pozbawione uśmiechu, w oczach ciemnoskórej dziewczynki widać nieustanne oczekiwanie, a Alice - niezwykle blada, ukrywa się przed światem pod swoją przydługawą grzywką. Poharatane życie bohaterów odbija się także w niewielkich bliznach i plastrach, które widać na ich ciałach.

Zmagania z materią społeczną niestety nie często zajmują twórców dla dzieci. Unikają oni tematów trudnych. Barras w swoim filmie kiedy trzeba, nazywa rzeczy po imieniu, ale jednocześnie nie odbiera widzowi nadziei, że historia każdego z tych dzieci może się dobrze skończyć.

Film, choć dedykowany dzieciom, jest również skarbnicą wiedzy dla dorosłych. To ćwiczenie na spostrzegawczość i przyspieszony kurs rozszyfrowywania dziecięcych rysunków, za pomocą których komunikują światu o swoich lękach i pragnieniach. Nie przypadkiem Camille czyta na uboczu powieść Franza Kafki, której bohater przemieniony w robaka stara się normalnie żyć, ale jest zupełnie bezsilny wobec zaistniałej sytuacji.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • 34. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!
  • "Nazywam się Cukinia", reż. Claude Barras
  • 28.11
  • kolejny seans: 1.12, g. 9.30, Multikino 51