Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ALE KINO! Czas nauki, czas beztroski

Tradycyjnie pod koniec roku Poznań stał się przestrzenią dialogu między dziećmi, rodzicami, nauczycielami i filmowcami, a także miejscem, w którym spotykają się pasja z zaciekawieniem, śmiech z zadumą oraz dziecięca wrażliwość z dojrzałością. 4 grudnia zakończył się 34. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!, wieńcząc festiwalowy rok w stolicy Wielkopolski.

. - grafika artykułu
Nagrodzony Złotymi Koziołkami film produkcji kolumbijskiej "Alias Maria"

Nie ukrywam, że z organizowanym przez Centrum Sztuki Dziecka wydarzeniem mam pewien kłopot. Zazwyczaj na festiwalach filmowych tej rangi istnieje dość duża rozpiętość jakościowa prezentowanych filmów, dzięki czemu bez większego problemu można tworzyć listy festiwalowych hitów i kitów - za każdym razem ma to swój niewątpliwy urok. Zdaję sobie sprawę, że ze 150 obrazów zakwalifikowanych do 34. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino! obejrzałem zaledwie wycinek, jednak to nie zmienia faktu, że była to już moja druga edycja z kolei, podczas której nie obejrzałem nawet jednego filmu jednoznacznie słabego. Owszem, zdarzyły się przeciętne, ale nawet one stały na takim poziomie, że cała przyjemność z tworzenia listy najgorszych produkcji zwyczajnie gdzieś się ulotniła. Za to w repertuarze przeważały filmy dobre i bardzo dobre, z czego przynajmniej dwa zasługują na miano wybitnych. Taką jednostronną selekcją organizatorzy sami proszą się o wystawienie laurki, a ja zamierzam uczynić to bez skrupułów.

Tym bardziej, że już wcześniej na pytanie o to, czego może szukać dorosły widz na tymże festiwalu, niezmiennie odpowiadałem, że przede wszystkim znakomitego, dojrzałego kina. Jednak - o dziwo! - miniona edycja nieco zweryfikowała mój sąd na ten temat. Mając bowiem trochę więcej czasu między seansami, w dużej mierze spędziłem go na korytarzach Multikina 51 i Nowego Kina Pałacowego, uważnie obserwując i skrzętnie przysłuchując się dobiegającym zewsząd śmiechom i rozmowom młodych widzów. Niepostrzeżenie zarażając się pozytywnymi emocjami, z całą mocą zdałem sobie sprawę z walorów edukacyjnych wydarzenia - w takiej atmosferze dojrzały odbiorca może się od dzieci i młodzieży (również tej ekranowej) wiele nauczyć. Zamiast więc, na wzór obywatela Kane'a, tęsknić za utraconymi bezpowrotnie saneczkami, lepiej przyjść na Ale Kino! - nie tylko dla świetnych filmów, ale również po to, by wchłonąć nieco wyjątkowego klimatu beztroski. Jest szansa, że tej ostatniej trochę w nas zostanie również po wyjściu z kina.

Meandry wrażliwości

Oczywiście tematy poruszane w filmach już nie zawsze bywają takie beztroskie, dzięki czemu młodzi widzowie mają szansę skonfrontować się z problemami ich rówieśników pochodzących z całego świata. Tutaj rozpiętość okazuje się spora - przedstawiane historie traktują o dojrzewaniu, relacjach z rodzicami i społeczeństwem, szkolnych perypetiach, pierwszych miłościach czy kwestiach szeroko rozumianej inności, zarówno na poziomie kulturowym i religijnym, jak i tożsamościowym. Zresztą organizatorzy festiwalu nigdy nie ukrywali, że swojego widza bardzo cenią, dlatego niezmiennie stawiają na ambitną i wymagającą, ale też dostosowaną do wieku odbiorcy rozrywkę.

Trudno powiedzieć ile w tym przypadku, a ile nieświadomego podążania za zainteresowaniami, ale niemalże każdy film, który w tym roku obejrzałem, poruszał jeden z dwóch ważkich tematów. Pierwszym są młodzi ludzie w obliczu choroby, a w szczególności zaburzenia psychicznego - w problematykę tę wpisują się między innymi estoński "Dwubiegunowy chłopak" (o chorobie afektywnej dwubiegunowej), niemieccy "Czterej królowie" (swego rodzaju psychodrama) oraz irlandzki "Mam na imię Emily" (opowieść o inicjacyjnej podróży do szpitala psychiatrycznego, w którą wyruszają nieco zwariowana dziewczyna oraz zakochany w niej chłopak). Co ciekawe, reżyserem tego ostatniego jest Simon Fitzmaurice - mężczyzna od kilku lat całkowicie sparaliżowany, komunikujący się ze światem wyłącznie dzięki technologii rozpoznawania ruchów gałek ocznych. Zapewne właśnie dlatego jego film okazał się najbardziej subiektywnym (momentami wręcz introspektywnym) obrazem w całym repertuarze, ukazującym fabułę z perspektywy wrażliwego "odmieńca", jakim jest tytułowa bohaterka.

Na wyróżnienie z pewnością zasługuje też turecka "Połowa" - opowieść o nastoletniej dziewczynie, którą ojciec, w zamian za pieniądze, oddaje za mąż za nieznanego mężczyznę. Fidan dopiero po przyjeździe do domu nowej rodziny dowiaduje się, że została przeznaczona 35-letniemu, potrzebującemu nieustannej opieki Salihowi. Reżyserka Çağil Nurhak Aydoğdu umiejętnie połączyła w swoim filmie dwa kontrowersyjne tematy - małżeństwa nieletniej dziewczyny oraz związku z niepełnosprawnym umysłowo. Nie dąży jednak do skandalu, raczaj stara się wywołać społeczną dyskusję w konserwatywnym, coraz bardziej radykalizującym się kraju. Robi to z wyjątkowym artystycznym wyczuciem, bowiem jej bohaterowie przedstawiani są mniej jako ofiary, a bardziej jako wrażliwi ludzie, zwyczajnie nieprzygotowani do ról, których przyjęcia oczekuje od nich otoczenie.

Na granicy społeczeństwa

Drugim dominującym tematem okazała się powiązana z utratą rodziny bezdomność, która w prezentowanych filmach przybiera różne oblicza. Najbardziej klasycznym przykładem jest, a jakże, "Bezdomny" - historia nastoletniego Gosha, który mieszka w przytułku i z powodu braku stałego adresu zameldowania nie może znaleźć pracy. Twórcy tego niskobudżetowego obrazu dość dobitnie pokazują, że im dłużej człowiek żyje poza nawiasem społeczeństwa, tym trudniej jest mu wrócić na dobry tor. Bezdomność to bowiem według nich przede wszystkim stan umysłu, wzmacniany przez pasywny wobec problemów ludzi z marginesu system.

Temat dopełniają wyreżyserowany przez twórcę "Chłopięcego świata" Michaela Caton-Jonesa "Urban Hymn" (nastolatka próbuje wyrwać się ze spirali kradzieży i ulicznych bójek szlifując talent wokalny), niemiecko-austriacka "Sierpniowa mgła" (odebrany ojcu zdrowy chłopak trafia do nazistowskiego szpitala psychiatrycznego) oraz znakomity duński "Nadejdzie dzień" - barwna opowieść o dwóch osieroconych chłopcach, którzy po dotarciu do odosobnionego zakładu szybko przekonują się, że dyrektor to despota stosujący brutalne metody wychowawcze.

Jednak najlepszy i artystycznie najdojrzalszy, słusznie nagrodzony Złotymi Koziołkami, okazał się kolumbijski "Alias Maria". Ta minimalistyczna opowieść o ukrywającej nielegalną ciążę trzynastolatce, za młodu siłą wyrwanej z łona rodziny i wcielonej do oddziału partyzantów, teraz wykonującej niebezpieczną misję w dżungli, jest umiejętnym, pozbawionym płytkich ocen rozliczeniem z zakończoną niedawno w Kolumbii kilkudziesięcioletnią wojną domową. Warto zauważyć, że inny film z tego samego kraju, "Mroczne bestie" Felipe Guerrero, został kilka miesięcy wcześniej, podczas MFF T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu, nagrodzony FIPRESCI. Czyżby oba obrazy, po latach względnej posuchy, były zapowiedzią kolumbijskiej nowej fali w kinie?

Adam Horowski

  • 34. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!
  • 27.11-4.12
  • Multikino 51 i Nowe Kino Pałacowe
  • organizator: Centrum Sztuki Dziecka