Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Duma, siła i szalony eklektyzm

W środowisku muzycznym istnieje żartobliwe powiedzenie, że najlepszym sposobem na poradzenie sobie z syndromem drugiej płyty jest niewydawanie jej. W końcu w każdym gatunku z łatwością znajdziemy wiele przykładów druzgoczącej porażki w mierzeniu się z własną popularnością.

. - grafika artykułu
Maja Koman, "Na supełek"

Niespodziewana sława, a co za nią idzie - apetyt słuchaczy i uwaga mediów, sprawia, że część artystów wręcz instynktownie czuje, że powinni mieć się na baczności, rozpoczynając pracę nad nowym materiałem. Czy tak było również w przypadku Mai Koman? Po intrygujących występach w telewizyjnych talent show, a zwłaszcza po premierze pierwszej płyty Pourquoi Pas, poznańska piosenkarka mogła poczuć presję i również przepaść z kretesem, co tylko potwierdzałoby istnienie nieszczęsnego syndromu. Tak się jednak nie stało. Wzorem poprzednich piosenek, również teraz największą siłą jej muzyki jest nie tylko melancholia, ale i przekora przełamująca rozmarzoną, liryczną konwencję. To jednak wcale nie oznacza, że Na supełek to płyta będąca tylko asekuracyjną kontynuacją tego, co Maja zdążyła wypracować na debiucie. Wręcz przeciwnie, bo tak jak Pourquoi Pas można było ocenić jako dość spójny zbiór folk-popowych utworów na ukulele i fortepian, tak teraz Koman albo wykracza poza ulubiony gatunek, albo - wzorem tytułu - wiąże go w finezyjny supełek.

Znaczące jest, że tym razem artystka postawiła na piosenki w języku polskim. Odejście od śpiewania po angielsku i francusku pokazało, jak umiejętnie potrafi bawić się ojczystym słowem, co przecież wcale nie jest takie proste. W tej zabawie Koman stawia przede wszystkim na szczerość, prostotę, a nierzadko i dobry humor, który stanowi doskonałą przeciwwagę dla warstwy muzycznej.

Z jednej strony otrzymujemy osobiste, bezpretensjonalne teksty, jak w singlowym protest songu Jestem i Kurze domowej, w których prezentuje się jako silna, dumna i świadoma samej siebie kobieta, niezadowalająca się byle czym w damsko-męskich relacjach. Z drugiej strony bardzo często decyduje się na wyraziste komentowanie rzeczywistości. Tej, w której człowiek samotnie pijący kawę w Starbucksie bez gapienia się w ekran telefonu uznawany jest za dziwaka.

W przeciwieństwie do Pourquoi Pas charakterystyczny głos wokalistki z poznańskich Garbar pojawia się wszędzie. Słychać go na pierwszym i drugim planie, w postaci chórków i ozdobników górujących nad wykorzystanym instrumentarium. Warto podkreślić, jak jest różnorodne. Maja Koman to już nie tylko folk i indie pop. Na nowej płycie przebojowa elektronika krzyżuje się z rzewnym brzmieniem smyczków budujących napięcie. Komercyjny, amerykański hip-hop i podziemny, brytyjski dubstep mieszają się z charakternymi riffami punkrockowych gitar. Wreszcie mroczne, transowe brzmienia splatają się ze swawolną... góralszczyzną, która wbrew pozorom wcale nie pasuje do reszty jak kwiatek do kożucha.

Na supełek pokazuje, że przy odpowiednim wyczuciu nawet najbardziej szalony eklektyzm może trzymać się kupy. W przypadku Mai Koman otrzymaliśmy prawdziwy miszmasz oryginalnych aranżacji nawiązujących do wielu stylistyk muzyki rozrywkowej. W stronę której z nich piosenkarka zwróci się na trzeciej płycie? To chyba błędne pytanie, skoro nie tylko uniknęła syndromu drugiej płyty, ale udowodniła, że nawet w jego obliczu można sobie pozwolić na szaleństwo.

Sebastian Gabryel

  • Maja Koman
  • Na supełek
  • Warner Music Poland 2016