Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

FESTIWAL FABUŁY. Nie jestem fanatykiem sensu

Leonardo da Vinci naszych czasów: pisarz, eseista, krytyk literacki, grafik i historyk literatury. Ostatnie spotkanie autorskie tegorocznego Festiwalu Fabuły nosiło tytuł Ryzyko i przyjemność i oscylowało wokół najnowszej książki Stefana Chwina - Srebrzyska.

. - grafika artykułu
Fot. M. Kaczyński / CK Zamek

Bartosz Dąbrowski: Srebrzysko radykalizuje klasyczny model upadku, pokuty i zbawienia. To polemika i krytyka tradycji chrześcijańskiej. Zupełnie inna książka niż dotychczas.

Stefan Chwin: To prawda. Powstała po jednej z audycji radiowych - nie chcę mówić w jakiej stacji, dość, że można określić ją przymiotnikiem "święta" - w której jedna z sióstr zakonnych opowiadała historię dziewczynki umierającej na białaczkę, a która pod wpływem jej opowieści o ojcu Pio zdecydowała się nie przyjmować morfiny i ofiarować swoje cierpienie Chrystusowi. Wyobraziłem sobie, co by się stało, gdyby to moje dziecko trafiło w takie ręce. Poczułem w sobie prawdziwe zło, które wyrzuciło mnie poza religię. Poza lekcje katechezy, które miałem w szkole, poza kolędę, którą przyjmowałem w swoim domu, poza Kościół.

Bartosz Dąbrowski: Kuszenie i cierpienie Hioba powraca w Srebrzysku w nieoczywistych dekoracjach. Nawet Dostojewski pojawia się tylko w niuansach.

Stefan Chwin: To jakby mówić o różnicy między filozofią a teologią. Filozofia jest wtedy, kiedy ktoś wyrusza na poszukiwanie prawdy, nie znając jej. Teologia - gdy wyrusza znając ją w 75 procentach. Zna ją, ale mimo to chce w jakiś sposób do niej dojść. Być może dlatego mam taki problem z pojęciem "teologii filozofii". Dostojewski znał tę prawdę i wykładał ją w swoich dziełach, chcąc przy okazji umocnić cerkiew. Dla mnie to rozminięcie się z filozofią, jedynie pewien rodzaj teologii. Jestem więc zdecydowanym przeciwnikiem tezy, że powieści Dostojewskiego są dziełami polifonicznymi.

Bartosz Dąbrowski: Ta powieść to metafizyczny thriller, zgodzi się pan?

Stefan Chwin: To zdecydowanie książka gorąca, która ma swoją temperaturę. Dotykam w niej spraw, które przy każdym najmniejszym dotknięciu parzą. Piszę w ten sposób, bo pewnie zbliżam się już powoli do bramy. Trochę już żyję, więc teraz zaczynam się temu swojemu życiu przyglądać. Nie chciałbym kiedyś stwierdzić, że zmarnowałem życie na pisanie o rzeczach nieważnych. Poza tym choć raz w życiu trzeba napisać coś takiego. Jak już się z tego wyzwolę, będę pisał pogodne kawałki, obiecuję.

Bartosz Dąbrowski: Czy taka postawa wynika z potrzeby poszukiwania w życiu sensu?

Stefan Chwin: Nie. Mam wrażenie, że w naturalny sposób potrafimy żyć w świecie pozbawionym sensu, a jego piramidy, które sami budujemy, to wynik kultury, jaką sobie narzucamy. Jakaś część ludzi po prostu nie może znieść jego braku, więc prędzej czy później zostaje fanatykami sensu. Dla części z nich opowieść o Hiobie jest więc absolutnie nie do zniesienia z punktu widzenia wrażliwości. Dzisiaj przy najmniejszym bólu łykamy garść tabletek, żeby nie czuć. Zawsze zastanawiałem się, jak wyglądałaby ta biblijna historia, gdyby w tamtych czasach dysponowano takimi środkami farmakologicznymi jak dzisiaj.

Bartosz Dąbrowski: W powieści wyraźny jest wątek wspólnoty, ale w atmosferze gnostyckiego zwątpienia, przeciwko Bogu i religii.

Stefan Chwin: Może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale napięcie między jednostką w wspólnotą jest czymś absolutnie naturalnym. Nie zgadzam się z teorią, że pragniemy pełnej jedności - ontologia życia społecznego mówi coś zupełnie innego. Wmawia się nam, że pragniemy objęci patrzeć sobie w oczy, politycy wykorzystują to bezwzględnie, tymczasem między jednostką a zbiorowością nieuchronnie pojawia się konflikt, a jedyne co możemy w tej sytuacji zrobić, to ten konflikt łagodzić. Chyba, że jesteśmy częścią totalitarnego mechanizmu. Mam jednak nadzieję, że jak najdłużej pozostaniemy w stanie demokracji.

W tej chwili na naszych oczach pojawia się idea porządkującej przemocy, dzieją się niebywałe rzeczy. Na przykład mur nie jest już czymś co nas przeraża, co wydaje się czymś absurdalnym. Dorastaliśmy w czasach po zburzeniu muru berlińskiego, oburzaliśmy się, kiedy stawiano mur między Palestyną a Strefą Gazy, tymczasem w Stanach Zjednoczonych ludzie chcą głosować na człowieka, który chce postawić 15-metrowy mur na granicy z Meksykiem. Przyzwalamy na przemoc, która wchodzi w naszą intymność. Dopiero teraz widzę, jak bardzo można ludźmi sterować za pomocą strachu. Nasz wybór ogranicza się obecnie do wyboru między Hitlerem a świętym Franciszkiem z Asyżu, przy czym tym ostatnim jest papież Franciszek, który w tej chwili jest figurą śmiechu, zwłaszcza w internecie. Moi znajomi mówią: "Spokojnie, rozejdzie się po kościach". Dokładnie jak moja matka w sierpniu 1939 roku.

Żyjemy w czasach pogardy dla liberalnej demokracji, w których ludzie nie do końca rozumieją, co się wydarzy, więc kierują się przeczuciem. Przeżywamy w tej chwili kompletny kryzys uczuć chrześcijańskich. Nawet Kościół wydaje sprzeczne komunikaty, choćby w sprawie uchodźców. To zachowania przeczuciowe, taka jest moja hipoteza. Być może to jakaś mądrość gatunku - robimy tak po to, żeby przetrwać. Jeśli nawet tak jest, rani to moje uczucia, które o drugim człowieku każą mi myśleć jako o bliźnim, nie zagrożeniu. Jedyna nadzieja w irracjonalności. W tym, że obroty świata i tak są niepojęte myślą ludzką.

Not. Anna Solak

  • Festiwal Fabuły: Ryzyko i przyjemność - spotkanie ze Stefanem Chwinem
  • prowadzenie: Bartosz Dąbrowski
  • CK Zamek
  • 15.10