Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

GRANDA. Fikcja vs rzeczywistość

Często znamy ich zakończenie, ale pomimo tego czytamy. O fenomenie książek kryminalnych opartych na faktach rozmawiali podczas pierwszego dnia Festiwalu Kryminału Granda Michał Larek, Przemysław Semczuk i Krzysztof M. Kaźmierczak. 

. - grafika artykułu
Fot. Tomasz Nowak

Krzysztof M. Kaźmierczak dużą część swojego życia poświęcił zaginionemu Jarosławowi Ziętarze. Słynną sprawę dziennikarza śledczego, którego ciała do dziś nie odnaleziono, opisał wraz z Piotrem Talagą w reportażu "Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa". Niedawno ukazała się też jego powieść oparta na motywach wspomnianego zabójstwa. Jak jednak przedstawić historię, o której tak wiele już napisano? Jak zapytać o to, kto zabił, skoro często już to wiemy? - "Krótka instrukcja obsługi psa" oparta jest na prawdziwej historii Ziętary, ale to w dużej mierze fikcja. Nie odtwarzam wydarzeń rzeczywistych. Zbudowałem bohaterów, którzy mają określone cechy charakteru, role... Więc zbrodnie, przestępstwa, które się w historii tej pojawiły, były w nich osadzone - opowiadał w piątek Kaźmierczak.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Poznańską zbrodnię - bo właśnie stąd na początku lat 90. uprowadzono Ziętarę - opisał także Michał Larek wraz Waldemarem Ciszakiem. Ich "Martwe ciała" to prawdziwa i zarazem ponura historia Edmunda Kolanowskiego, seryjnego zabójcy i nekrofila, działającego w Poznaniu w latach 80. Książka ta łączy w sobie elementy reportażu, którego częścią jest rekonstrukcja śledztwa i procesu sądowego, ale jednocześnie jest ona też wnikliwym studium psychiki przestępcy. Jak sam autor wyjaśnił, to właśnie ta "egzystencjalna zagadka" jest dla niego najważniejsza. - Źródłem napięcia było wprowadzenie narracji skoncentrowane nie na tym, kto zabił, ale na zupełnie innych sprawach. Wydawało nam się, że to, co może ciekawić i przerażać jest raczej związanie z psychiką zabójcy, emocjami - wyjaśniał Michał Larek. - Myśleliśmy, że nasze książki będą opowiadały o Poznaniu, ale szybko okazało się, że są to jednak tajemnice relacji międzyludzkich - mówił. Larek oprócz wspomnianych "Martwych ciał" napisał jeszcze "Mężczyznę w białych butach", historię osadzoną na początku lat 90. na jednym z ratajskich osiedli.

Wśród ekspertów dotyczących przenikania fikcji do rzeczywistości znalazł się także Przemysław Semczuk, autor bestsellerowego "Wampira z Zagłębia" - historii Zdzisława Marchwickiego, który przez siedem lat terroryzował kobiety na Śląsku. Podejrzanych o dokonanie tych czynów było ponad dwadzieścia tysięcy mężczyzn. W poszukiwaniach sprawcy brało udział trzy tysiące funkcjonariuszy. Marchwickiego skazano w 1975 roku na śmierć, więc w tym przypadku stawianie przed czytelnikiem pytania o to, kto zabił, wydawałoby się zbędne. - Chciałem, żeby czytelnik poczuł się trochę jak ja sam. Bo pisząc taką książkę, odkrywamy historię na swoje potrzeby. Ja staję się na chwilę detektywem, chodzę do archiwów, biblioteki, po cmentarzach i szukam materiałów. Samo pisanie to krótki czas w porównaniu do tego, jak długo trzeba tę historię wgłębiać - wyjaśniał autor.

Na spotkaniu Semczuk przyznał również, że fenomen tej historii polega na tym, że już nigdy nie dowiemy się, kto rzeczywiście zabijał, że wątpliwości pozostaną. Bo jedni nadal uważają, że Marchwicki był winny, a inni nie. Semczuk jednak, jak sam zaznaczył, nie powiesiłby domniemanego sprawcy. Bo jego zdaniem należałoby się raczej zastanowić, jaką rolę w tej układance odegrał Edward Gierek, którego bratanica była ofiarą mordercy.

Zabijanie po polsku

Kontynuując wątek konstruowania zagadki, autorzy opowiedzieli także o "chwytach" mających na celu uatrakcyjnienie opisywanej przez nich rzeczywistości, w której najczęstszym narzędziem zbrodni jest nóż z czarną rączką. Jednym z nich jest gromadzenie konfliktów wokół bohatera, innym z kolei przemiana, jaka zachodzi w postaci. - Kiedy jest to zabójstwo typowo po polsku: pani zabija pana, bo on jej coś zrobił, bo ją prześladował albo jak ktoś zabija, bo popił, to rzeczywiście pisząc o nim, trzeba nawymyślać. Ale są takie zbrodnie, które dają wystarczający materiał, żeby przedstawiać coś w sposób drastyczny i poruszający... Teraz pracuję nad kolejną książką. Sprawa jest już wyjaśniona, wyrok zapadł i się uprawomocnił. Zapoznałem się z nią i, jak się okazało, właściwie nie wyjaśniono nic, choć wyglądało to na banalnie zabójstwo po pijanemu w lokalu - opowiadał Kaźmierczak.

Michał Larek natomiast zwrócił uwagę na problem opisywania postaci, które znane są z imienia i nazwiska. - Jeśli bohaterami są policjanci, których znam, nie mogę rozbudować ich życiorysów. Jedna z czytelniczek jeszcze przed wydaniem "Mężczyzny w białych butach" powiedziała mi, żeby dziennikarz, który występuje w książce pod własnym pseudonimem miał romans. I chętnie bym to zrobił, ale nie mogłem... - tłumaczył autor. Jego zdaniem, prawdziwe sprawy nie są jednak, co sugerował prowadzący spotkanie Błażej Wandtke, mniej skomplikowane niż te w powieściach. I przywołał przy tej okazji historię napadu sprzed lat na poznański oddział Telekomunikacji Polskiej, Do zabójstwa portiera przyznała się wówczas trójka młodych chłopaków, którzy będąc pod pływem środków odurzających, niczego nie pamiętali. Chwilę później zrobił to samo prawdziwy morderca - zatrudniony tam robotnik.

Świat umeblowany

Przemysław Semczuk z kolei wspomniał o prawidłowości, jaką zauważył, czytając protokoły z przesłuchań. Jego zdaniem to policjanci upraszczają wiele historii, ponieważ jest to dla nich wygodne. I te prawdziwe zagadki kryją się na karteczkach i serwetkach, z których dopiero powstają właściwe akta. Te niedopowiedzenia pozwalają na wprowadzenie do powieści fabuły. Ale w przypadku historii, którymi żyła cała Polska, należy pamiętać, że przeczytają je również osoby ze sprawą związane. Ich rodziny, które często np. nie zmieniły miejsca zamieszkania. - Śledztwa mają swoje tajemnice - podsumował krótko pytanie dotyczące kwestii pomijania faktów Larek. - Książki mają nam dać do myślenia. Naszym zadaniem jest wyjaśnienie, dlaczego ktoś coś robi, co go do tego pchnęło. Nasze książki nie mają jednak rozgrzeszać, ale to nie ma też być czytanka - dodał.

Goście zgodzili się także w kwestii opisywanego przez siebie świata przedstawionego. Ich zdaniem opisanie poznańskiego osiedla bez spaceru po nim nie było tym samym. Podobnie nieodnalezienie miejsc, w których Marchwicki dopadł swoje ofiary. - Jeśli ktoś jest z opisywanych okolic, to łatwiej mu zagrać na sentymentach - przyznał Larek. Jego zdaniem świat ten trzeba "umeblować". - Stara szkoła dziennikarska nakazuje, żeby pojechać w opisywane miejsce - zaznaczył Semczuk. - To chyba jest doceniane. Przeczytałem w recenzji kilka pochwał, w których zaznaczono, że to nie tylko jest opis miejsc, ale też tła, które pozwala poczuć się tak, jakbyśmy tam byli...

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Poznański Festiwal Kryminału Granda
  • spotkanie "Gdy życie przerasta fikcję"
  • Nowa Gazownia
  • 23.09