Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Historia w pestce

"Ja to mam szczęście! Naprawdę. Nie każdy ma takie szczęście. Mam szczęście, że żyję. I mam nadzieję, że będę długo, długo żyła. Pochodzę z rodziny, w której żyje się wyjątkowo długo". Tak właśnie rozpoczyna się Mirabelka Cezarego Harasimowicza. Autor opowiedział o niej w piątek w CK Zamek.

. - grafika artykułu
fot. Monika Nawrocka-Leśnik

Mirabelka Cezarego Harasimowicza z ilustracjami Marty Kurczewskiej ukazała się dwa lata temu nakładem Wydawnictwa Zielona Sowa. To historia niezwykłego drzewa z warszawskiego Muranowa, które przeżyło wojnę, getto..., ale nie przetrwało dzisiejszych czasów. W miejscu, gdzie rosło stoi dziś apartamentowiec. Historia ta jednak nie jest tak smutna, jak mogłoby się wydawać, bo jego "córki" i "wnuczki" wciąż żyją pod Waszyngtonem. Pestki Mirabelki zabrał ze sobą, emigrując do Stanów Zjednoczonych, jeden z bywalców podwórka, gdzie rosła. Chciał mieć za oceanem kawałek Warszawy. - A myśmy repatriowali szczepkę Mirabelki - mówił na spotkaniu Harasimowicz. - Dwa lata temu zasadziliśmy na Muranowie nową. Pięknie się przyjęła, ale nie było łatwo - wyjaśniał. - To nieszczęsne miejsce, pokryte gruzami. Dom, w którym się wychowałem, gdzie mieszkała moja mama jest zbudowany z cegieł odzyskanych po getcie. Wiecie co to jest getto?

Tytułowe drzewko rosło na podwórku, gdzie bawił się z kolegami kilkuletni autor. - Znałem już to drzewko, jak byłem w waszym wieku. Rosło na sąsiednim podwórku. Na moim działy się dziwne rzeczy, ale najdziwniejsze miały miejsce właśnie na tym, gdzie rosła Mirabelka. Wykopywaliśmy spod niej różne rzeczy, m.in. koraliki i cekiny, kompletnie nie wiedzieliśmy wtedy, co to za skarby i świecidełka - wspominał Harasimowicz. - Wykopywaliśmy też granaty. Mieliśmy różne pomysły, co z nimi zrobić, ale na szczęście nie doszły do skutku - dodał.

Historia Muranowa dopiero z czasem zainteresowała autora. - Pojawiały się tam duchy, o czym dowiedziałem się od Hanny Krall. - Napisała takie opowiadanie/reportaż Obecność - wyjaśniał. - Krall przeprowadziła swoje prywatne reporterskie śledztwo i dowiedziała się, że te koraliki wykopywane z ziemi to pozostałość po fabryczce akcesoriów karnawałowych braci Alfusów - opowiadał. Wiemy też, że były tam dwa koty, które podnosiły głowy i patrzyły gdzieś bardzo wysoko. - Bracia Alfusowie mieli ponad dwa metry wzrostu, tak że te koty patrzyły im w oczy - tłumaczył dalej. To właśnie Krall poinformowała trzy lata temu Harasimowicza, że Mirabelkę ścięto. - Padło brzydkie słowo. Pójdą do piekła za to - zacytował na spotkaniu reportażystkę.

O Mirabelce można opowiadać na dwa sposoby - to historia drzewa, ale też istoty, która wiele widziała, przeżyła, i dalej przekazuje to dzieciom. - Są drzewa, które mają nawet sto lat. Warto przyłożyć do nich ucho i ruszyć wyobraźnią - zachęcał do słuchania drzew Harasimowicz. Prosił też małych czytelników, by mieli czas dla starszych ludzi, bo te drzewa były świadkami właśnie ich życia. - Odkryłem taką wielką przygodę rozmawiania ze starszymi, jak sam się zestarzałem. Uświadomiłem sobie wtedy, ile zawdzięczamy rodzicom i dziadkom - przyznał.

Mirabelka opowiada o trudnych relacji międzyludzkich, wpisanych w równie trudną historię XX wieku, chociażby Holokaust. Nie ma w niej jednak okrucieństwa, choć pozostawia wyraźny ślad, że jest to nasza historia, że jesteśmy zobowiązani o niej pamiętać. - Ale to jest też wielka przygoda, nie tylko obowiązek - wyjaśniał na spotkaniu Harasimowicz. - Dziś Muranów jest bardzo modną dzielnicą. Chce się tam żyć, pomimo tego, co się tam wydarzyło - mówił. - Wcześniej to była zapomniana dzielnica, ale w tej chwili, dzięki dziewczynom z fundacji Stacja Muranów, odtwarza się jej historię na nowo - dodał. Obecnie w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN można oglądać wystawę poświęconą Muranowie. Są na niej m.in. wspomniane koraliki spod Mirabelki.

W Mirabelce pojawiają się wielkie nazwiska, jak m.in. Irena Sendlerowa, która w czasie II wojny światowej uratowała 2,5 tys. żydowskich dzieci oraz Mordechaj Anielewicz, przywódca powstania w getcie warszawskim. - Irena Sendlerowa pojawia się w tej książce, ponieważ chciałem wyprowadzić synka Dorki i Chaima, małego Noamka, za mury getta. W tej książce jest jeszcze ukochany kot braci Alfusów. I on miał dosyć w pewnym momencie tego nieszczęścia i przechodzi za mur. Kot mógł to zrobić, a człowiek nie, bo groziła mu za to śmierć - opowiadał. - Noamek miał powrócić, zakochać się w Dorotce, która mieszka już w nowej, wybudowanej po wojnie kamienicy. Warto pisać o miłości...

Na koniec spotkania Harasimowicz przyznał jeszcze, że tworząc swoją "sagę" mieszkającej na Muranowie rodziny inspirował się kultową już książką Sekretne życie drzew Petera Wohllebena. - Z tej książki właśnie dowiedziałem się, że drzewa mają swój język, że potrafią ze sobą rozmawiać, nawet między różnymi gatunkami. Kasztanowce potrafią rozmawiać z jodłami... - wyliczał. - Z ludźmi jest niestety troszkę gorzej. Coraz rzadziej potrafimy w przyjaźni egzystować i być ze sobą.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Festiwal Literatury dla Dzieci: spotkanie z Cezarym Harasimowieczem, O czym szumią Mirabelki
  • CK Zamek
  • 2.10

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020