Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Od menueta do rocka. Na wiolonczeli

Podczas czwartkowego koncertu poznańscy filharmonicy nie oszczędzili publiczności. Emocjonalna huśtawka - od eklektycznego utworu Friedricha Guldy do potężnie brzmiącej "Bohaterskiej" Aleksandra Borodina - była dużym wyzwaniem percepcyjnym. Rozleniwieni tematycznymi koncertami, chłonący muzykę wyłącznie XVIII i XIX wieku słuchacze zostali wyrwani z letargu. Od współczesności nie wymaga się jednego kanonu, warto więc próbować dawne dźwięki wzbogacać nowszym kontekstem. Jaki może być tego efekt?

. - grafika artykułu
fot. Antoni Hoffmann

Wieczór rozpoczął się "Koncertem na wiolonczelę i orkiestrę dętą" austriackiego kompozytora Friedricha Guldy. Mam nadzieję, że ci słuchacze, którzy nie czytali programu koncertu, zostali mocno zaskoczeni. Oto dyrygent we fraku, eleganccy muzycy i grający na wiolonczeli solista od pierwszych dźwięków, zamiast rozwijać muzyczny temat zapowiadanego "Koncertu", przeistoczyli się na scenie w prawdziwy big-band! Orkiestra pod batutą Marka Pijarowskiego świetnie trzymała się wyznaczonych przez dyrygenta temp. Brzmienie zespołu wciągało bez reszty: chrapliwe jazzujące "blachy", miękkie, eleganckie barwy misternie zbudowane w menuecie, skoczne i zadziorne fragmenty taneczne - to tylko mały wycinek mnogości prezentowanych brzmień. Trzeba mieć specyficzną osobowość, aby wykonywać i cieszyć się tak mozaikowym utworem. Przejścia od jazzu do menueta, od polki do marszu i rocka, a wreszcie opanowanie niezwykle gęstego materiału muzycznego, by w trakcie oczarować publiczność doskonałą improwizacją... Tak, Julian Steckel, solista czwartkowego koncertu, techniczne i stylistyczne trudności pokonał bezproblemowo. I nie poprzestał na tym! Artysta, krążąc między kontrastującymi stylistykami, wykazał się dystansem nie tylko do samej historii muzyki, ale także do instytucji, jaką jest filharmonia. We najbardziej  jazzowych fragmentach trudno było bowiem usiedzieć w miejscu, a nogi nie tylko najmłodszych słuchaczy tupały do rytmu. Steckel potwierdził swoje poczucie humoru, wybierając na bis utwór Prokofieva - mistrza ironii i kontrastów w muzyce.

Ostre cięcie

Po przerwie przenieśliśmy się w tak odległe od "Koncertu" Guldy krainy, jak to tylko możliwe. Symfonię Borodina poznańscy filharmonicy przygotowali specjalnie na koncert z cyklu "Polskie Orkiestry w NFM". Wybór był strzałem w dziesiątkę, bo muzycy bardzo dobrze czują się w tej stylistyce. Czteroczęściowa, monumentalna symfonia od pierwszej do ostatniej nuty wykonana była z niezatartą logiką. Chociaż w tym utworze także odnajdowaliśmy kontrasty, to nie były one tak częste i gwałtowne, jak w utworze Guldy. Szerokie frazy w częściach wolnych zostały wykonane z niezwykłą starannością i płynnością, a brzmienie całości, chociaż często potężne i głośne, nie było krzykliwe ani przesadzone. Pijarowski nadał partyturze Borodina bardzo czytelny i wyrazisty charakter. Ilustracyjność poszczególnych części symfonii uzyskał w bardzo plastyczny sposób. I właśnie skojarzenie ze sztuką wizualną najlepiej podsumowuje cały czwartkowy wieczór. Po koncercie czułam się, jakbym wyszła z muzeum, gdzie obok obrazów w technice kolażu wiszą dzieła malarzy realistycznych. Każdy mógł wybrać coś dla siebie, a co najważniejsze - każdy mógł przekonać się o bogactwie sztuki. I chociaż bliższy był mi mozaikowy utwór Guldy, to z wielką przyjemnością wysłuchałam ilustracyjnej "Bohaterskiej".

Aleksandra Bliźniuk

  • "Urokliwy skandalista" - koncert Filharmonii Poznańskiej
  • Julian Steckel - wiolonczela, Marek Pijarowski - dyrygent, Orkiestra Filharmonii Poznańskiej
  • Aula UAM
  • 26.01