Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Pogodne sympozjum tak czy siak

Sala Wielka CK Zamek może i przyzwyczaiła nas do koncertów "na siedząco", jednak w przypadku zespołu Pogodno o wygodnickim grzaniu krzesełek nawet nie mogło być mowy. 

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Ostatni koncert w ramach ogólnopolskiej trasy promującej jego dziesiąty, jeszcze niewydany album, upłynął w atmosferze farsy, która mogła zrodzić się tylko w wyjątkowo twórczych i rozgorączkowanych głowach. W końcu nie od dziś wiadomo, że opary absurdu i heca na czternaście fajerek to naturalne środowisko ekipy Budynia.

Od ostatniego albumu szczecińskiego kwartetu minęło już sześć lat. To pierwsza tak długa przerwa w studyjnej pracy zespołu - wcześniej wydawał płyty niemal rok po roku, nigdy nie zostając posądzonym o przedkładanie ilości nad jakość. Istotnie, trudno wskazać choć jeden przeciętny moment w dotychczasowej działalności muzyków, którzy jak "z twarzy niepodobni do nikogo", tak po koncertach zostają w pamięci jako jedni z najbardziej inteligentnych szarlatanów eklektycznego, prawdziwie alternatywnego rocka. Świetnie pokazał to właśnie niedzielny występ, który choć zapowiadany jako prezentacja premierowego krążka "Sokiści chcą miłości", był raczej czymś w rodzaju "pogodnej listy przebojów".

Zdaniem Jacka "Budynia" Szymkiewicza to nie był koncert, ale sympozjum, mając na uwadze dość oficjalny charakter zamkowej sali, z rodzaju tych, w których chłopaki nie zwykli grywać. Jeszcze zanim Jarek Kozłowski zastukał perkusyjnymi pałeczkami, charyzmatyczny lider zespołu dosłownie w kilka minut zdążył wyłożyć nam niebagatelną różnicę pomiędzy rozpoczynaniem zdania od "w każdym razie" a "tak czy siak", jak i zaprosić do wspólnego robienia "siary" rytualnym tańcem wrzeszczącego wniebogłosy koguta. Duch Monty Pythona zawisnął w powietrzu jak ciężka siekiera.

Koncertowe widowisko Pogodno formalnie rozpoczęło się od przypomnienia szlagierowych piosenek z albumu "Pielgrzymka psów", przy których naprawdę trudno ustać w miejscu. Zwłaszcza mając na uwadze nieskończone pokłady energii Budynia - punk rockowego demona w ludzkiej skórze i z obłędem w oczach. Raz po raz okładającego się po głowie, symulującego porażenie mózgowe, do zdarcia gardła śpiewającego poetyckie frazy z "Zasilania", "Podgląduję Cię" i "Pogan", na dokładkę wieńcząc je sakralnym, choć jakże schizofrenicznym zaśpiewem "Ave Maria".

Reszta wieczoru upłynęła pod znakiem "twórczej katastrofy". - Wolę płaszczyć się u waszych stóp niż wracać do pokoju i sprzątać! - wykrzyknął ku radości zgromadzonych pod sceną pań tuż przed premierowym wykonaniem "Takiej piosenki o życiu" z nowej płyty. Utworu minimalistycznego, wielogłosowego i urozmaiconego dźwiękiem...szwankującego kontrolera MIDI basisty Michała Pfeiffa. Od tamtej pory problemy techniczne towarzyszyły Pogodno niemal na każdym kroku, lecz najwyraźniej ku uciesze Budynia, który z gracją showmana zabawiał publikę zupełnie niewzruszoną pechem kapeli. Nikt nie zwracał uwagi na detale w obliczu takich hitów jak "Pani w obuwniczym", "Narkotyki" czy "Kot (szybki) + lot kot".

Tym bardziej, że okazały się one świetnym wprowadzeniem do tytułowego "Sokiści chcą miłości". Refleksyjnej piosenki, jednej z najsmutniejszych w dorobku kapeli, a urzekającej przede wszystkim nuconym refrenem i dziecięcym wierszykiem "Gąski, gąski do domu". Jednym z najbardziej rozbrajających momentów koncertu była jednak wykręcona gitarowa solówka à la gwiazda rocka, którą tuż po szaleństwie "Virtualnego papu" Szymkiewicz postanowił zagrać...z playbacku. Piosenka "w stylu radia Chilli Zet", czyli "3 chłopców", nieśmiertelny, bezpretensjonalny "Prezydent", jak i najnowszy, niemal rapowy kawałek o oberwaniu chmury - to właśnie z takich momentów złożyło się "sympozjum" w Zamku. Udowodniło, że nie tylko powinniśmy czekać na nowy album Pogodno, ale i szczerze liczyć, że już jesienią znów pojawią się w naszym mieście. Obciach sam się nie zrobi.

Sebastian Gabryel

  • Pogodno: "Sokiści chcą miłości"
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 26.02