Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Saagara, czyli ocean

W wypełnionej do ostatniego miejsca Sali Wielkiej Zamku zagrała w piątkowy wieczór formacja Saagara, prowadzona przez Wacława Zimpla. To polsko-hinduskie spotkanie wywołało prawdziwy entuzjazm słuchaczy. 

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Nazwisko Wacława Zimpla, pochodzącego z Poznania, mieszkającego w Warszawie, a odnoszącego sukcesy w różnych częściach globu, stało się już niemal synonimem najwyższej artystycznej jakości. Jego poszukiwania w kręgu różnych stylistyk i inspiracji przynosiły mu zawsze uznanie odbiorców. Przyznam jednak, że zaskoczyła mnie ilość słuchaczy, którzy zechcieli przyjść w piątek do Zamku - oraz ich owacja. Nie żebym nie doceniał twórczego wysiłku artysty, to może raczej wynik niedowierzania w istnienie takiej publiczności. Zapewne dla wielu magnesem był przyjazd znakomitych instrumentalistów z Indii. Pewnie nie bez znaczenia był też Paszport "Polityki" dla Zimpla, który wreszcie zrobił trochę pozytywnego "szumu"  wokół jego nazwiska. Ważne, że wszystkie te motywacje skupiły się wokół niebanalnego artystycznego przedsięwzięcia, którego byliśmy świadkami. 

Tradycje

Długa i bogata jest historia fascynacji zachodnich artystów jazzowych czy rockowych muzyką hinduską. Znaczyły ją choćby z jednej strony nazwiska George'a Harrisona, z drugiej - nawet Milesa Davisa. Osiągała ona czasem naprawdę wybitne wymiary, jak w twórczości na przykład Johna McLaughlina i Shakti (a potem Remember Shakti), Alice Coltrane czy Collina Walcotta. Również na polskiej scenie odnaleźlibyśmy piękne dokonania: od zespołu Raga Sangit (z udziałem Marii Pomianowskiej), przez znakomite dokonania Sławomira Kulpowicza, po Michała Czachowskiego. To znów tylko przykłady, pokazujące bogactwo i różnorodność twórczych aktów, wynikających m.in. z fascynacji tradycją Indii.

Pokora

Wspominam o tym, bo jakkolwiek Wacław Zimpel wstępując na tę drogę ma zapewne świadomość tych licznych wcześniejszych doświadczeń, jednocześnie próbuje dokonać tego bardzo po swojemu. Angażuje się bez reszty w ten projekt, w to spotkanie, także w sensie koncepcyjnym i kompozycyjnym. Próbuje na zrębach hinduskiej, karnatyckiej tradycji budować własną muzyczną historię, własną opowieść. I to ostatnie nie wynika bynajmniej z nadmiernie rozbudowanego ego, raczej odwrotnie - z artystycznej pokory. Bo skoro stwierdza, że mimo całej swojej miłości do muzyki hinduskiej, nie jest w stanie grać jej jak Hindus (bo nie wzrastał w tamtejszej kulturze), próbuje aplikować, przyswajać, absorbować jej elementy do swego własnego muzycznego przekazu. Powstaje z tego barwna, a zarazem skondensowana, wirtuozowska, ale i medytacyjna muzyka. Poznaliśmy ją na dwóch już płytach zespołu Saagara, poznaliśmy i podczas piątkowego wieczoru, gdzie zabrzmiała nieco inaczej niż na krążku. I słusznie, wszak koncert jest bezpośrednim spotkaniem, generowaniem żywej energii, szansą na improwizację - wszystko to sprawdziło się w piątek. Saagara w języku hindi znaczy ocean - to też pozwala słuchaczom na twórcze interpretacje zamierzeń artystów.

Proporcje

Najnowsza płyta zespołu zatytułowana skromnie "2" jest efektem kompozycyjno - produkcyjnego wysiłku Zimpla i towarzyszącego mu producenta Mooryca. To również obróbka studyjna materiału zdefiniowała jego formę, przeciągając - jak przyznaje sam lider przedsięwzięcia - granie hinduskich artystów na stronę nowoczesnej zachodniej wizji. Takiej, która jest połączeniem muzyki współczesnej i improwizowanej, elektroniki, minimalu i oczywiście fascynacji innymi kulturami, zwłaszcza Indiami. Podczas koncertu te proporcje się wyrównały, całość stała się bardziej organiczna i naturalna. Muzyka hinduska, jej brzmienie i klimat, stały się ewidentną podstawą wspólnego muzykowania.

Unisono

Nie bez znaczenia była tu wykonawcza klasa, jaką prezentowali tamtejsi artyści: świetny, błyskotliwy skrzypek Mysore N. Karthik, a także jego koledzy grający na instrumentach rytmicznych:  K. Raja - imponujący na bębnie thavil, Bharghava Halambi - tamburyn kanjira, rytmiczny śpiew konnakol oraz  bodaj najważniejszy z nich (najlepiej też znany w Polsce) Gridhar Udupa - gliniany instrument ghatam, także konnakol oraz rodzaj drumli - morsing.

Na ich tle Zimpel, choć z absolutnie egzotycznym w tym kontekście brzmieniem klarnetu, odnajdywał się znakomicie, bardzo naturalnie i porywająco. W prezentowaniu arabeskowych, finezyjnych tematów melodycznych znajdował doskonałego partnera zwłaszcza w Karthiku. Ich instrumenty wygrywały wiele razy piękne unisono.

Zimpel grał zresztą nie tylko na klarnecie - także na instrumentach klawiszowych, fortepianie, podczas bisu wziął do ręki laotański khaen. Muzyka orbitowała więc w różnych kierunkach, przybierała różne barwy brzmieniowe. Mógłbym, co prawda, mieć odrobinę wątpliwości, że - zwłaszcza w długich partiach solowych artystów grających na instrumentach rytmicznych - więcej było techniki i wirtuozerii, niż ducha, ale i tak z pewnością był to ważny, piękny i godny zapamiętania koncert.

Tomasz Janas

  • JazZamek #6: Wacław Zimpel&Saagara
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 17.03