Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Wiosenna scena debiutantów

Po raz kolejny w ramach Wiosny Młodych, towarzyszącej Poznańskiej Wiośnie Muzycznej, swoje kompozycje mają okazję zaprezentować studenci poznańskiej Akademii Muzycznej.

. - grafika artykułu
fot. Agata Ożarowska-Nowicka/mat. organizatora Festiwalu

Efekty pracy młodych muzyków stawiają mnie często przed niekomfortowym dylematem. Z jednej strony chciałoby się debiutującym twórcom mocno kibicować i zauważać tylko ich sukcesy, z drugiej - pretendują oni przecież do miana artystów, co pozwala słuchaczowi spodziewać się w ich dziełach zalążków prawdziwej sztuki. W moim przypadku najczęściej bierze górę wyrozumiałość i osobista potrzeba wyłuskiwania z nie najlepszych nawet produkcji czegoś dla siebie.

Przerost filozofii nad muzyką

Tak byłoby i tym razem, w kontekście jednego z dwóch studenckich koncertów kompozytorskich towarzyszących 46. Poznańskiej Wiośnie Muzycznej. Wiosna Młodych jest zresztą dla młodych kompozytorów sceną bardzo "wygodną" - pozwalającą na prezentację w gronie koneserów, a równocześnie jakby wyściełaną wspomnianą wyrozumiałością. Nie będę więc nadmiernie przeżywać prawykonania utworu Densymtrio, który zamiast wypełnić przytoczone podczas koncertu założenia kompozytora, okazał się być zaledwie średnio udanym ćwiczeniem z formy kameralnej. Chętnie skupiłabym się wyłącznie na tych dźwiękach, które warto było usłyszeć, gdyby jeden z twórców nie zaatakował słuchaczy słowem zamiast obdarować muzyką.

"Czy klawesyn powinien spłonąć? Czy struny skrzypiec powinny być przecinane nożyczkami przez skrzypaczkę, a wokalistka przez cały utwór nie wydobyć głosu? Czego oczekujemy od współczesnego artysty? Awangardowej dekonstrukcji, DJ-a, wizualizacji, a może właśnie estetycznej kontynuacji?" - pyta w programie Paulina Zujewska, autorka Arii Ingemisco na instrumenty dawne. Co ma więc odpowiedzieć słuchacz, kiedy kompozytor stawia mu takie pytania słowami, ale już nie muzyką, kiedy (również zaledwie słowami w programie) "odwołuje się do wielkich epoki baroku" i równocześnie przyrównuje do wybitnych kompozytorów współczesnych, a jako podpowiedź do swej "filozofii twórczej" proponuje niewiele ponad tekst mszy żałobnej (przypadkowo w tym kontekście przewrotny - "Jęcząc, pomnąc win bezdroże, Wstydem me oblicze gorze, Szczędź mnie, błagam, Panie Boże") i obecność instrumentów dawnych?

Z dwojga złego wolę już chyba, żeby utwór okazał się pastiszem stylu neoklasycznego, albo nawet żeby cała ta zabawa była jawną kpiną z słuchacza, niż żeby kompozytorka naprawdę wierzyła, że to, co robi, jest estetyczną kontynuacją wielkich epoki baroku. A w obliczu tego prośba autorki, wypisana na kartkach rozłożonych na wszystkich krzesłach, o odpowiedź na pytanie, jak wyobrażam sobie kontynuację jej utworu, wydaje mi się albo wielką naiwnością, albo masochizmem, albo zwyczajną pychą pod przykrywką pseudoeksperymentu. Niech jednak nie przysłoni to tych, którzy mieli mi coś do powiedzenia swoją muzyką. Podkreślam bowiem, że chętnie pozostawiłabym wspomnianą kompozycję w szufladzie z ćwiczeniami, gdyby nie próbowano mi tak rozpaczliwie wmawiać, że jest ona czymś więcej.

Młodzi z potencjałem

Choć program koncertu wypełniły zaledwie cztery utwory, w każdym z nich można było dostrzec odmienne relacje między kompozycją a wykonawcami. Obok dzieła, które nie obroniło się pomimo profesjonalnych starań interpretatorów, oraz utworu, którego grupa instrumentalistów chyba nie miała nawet serca bronić, zabrzmiały też dwie pozycje pokazujące pozytywne efekty wzajemnej inspiracji twórcy i wykonawcy. Szczególnie zainteresowało mnie prawykonanie L'Ornament Orageux na sopran solo Sylwii Nowastowskiej. Bazując na słowach określających kolory w języku francuskim ułożonych w kunsztowną, konsekwentną narrację, kompozytorka zawarła w utworze całą paletę silnych negatywnych emocji. Doskonale odmalowała je przed publicznością sopranistka Laura Stecka, która wyjątkowo świadomie wykorzystując akustykę Galerii U Jezuitów, znakomite umiejętności wokalne i odrobinę aktorskiej odwagi, dała bardzo spójny dramaturgicznie i mocno trzymający w napięciu występ.

Na zakończenie studenckiego koncertu w ramach Wiosny Młodych zabrzmiała "~" Wojciecha Krzyżanowskiego - elektroakustyczna kompozycja na kwartet wokalny. Dosyć swobodnie (w porównaniu do wcześniej prezentowanych form) zawieszone w czasie, dzieło to prowokowało nieco inny rodzaj słuchania. Sam kompozytor opisuje je krótko: utwór kilkuczęściowy zawierający elementy szumowe oraz harmoniczne. Kluczem do interpretacji ma być definicja postprawdy jako pojęcia odnoszącego się do sytuacji, w której fakty są mniej ważne w kształtowaniu opinii publicznej niż odwoływanie się do emocji i osobistych przekonań. W pierwszej chwili może wydawać się to wysoko postawioną poprzeczką, jednak rzeczywiście łączy się z wyrazem kompozycji. Tylda Krzyżanowskiego nie udaje czegoś, czym nie jest; nawet sam tytuł wyrażony wyłącznie znakiem graficznym sugeruje pewnego rodzaju oszczędność i - paradoksalnie - nazywanie rzeczy po imieniu. W występie kwartetu BeFour dało się słyszeć zaangażowanie w utwór, chęć jego zrozumienia i przeżycia. Nieuzasadnionym pozostaje dla mnie powód wędrowania wokalistek po sali w trakcie wykonywania utworu; być może miało to służyć przestrzenności brzmienia (jednak w tym wypadku akustyka nie współpracowała niestety z wykonawczyniami tak, jak miało to miejsce w L'Ornament Orageux), być może - stanowić niezrozumiały dla mnie element teatralizacji. Nie przysłoniło to jednak warstwy muzycznej, która na szczęście wciąż jeszcze we współczesnej kompozycji bywa najważniejsza.

Magdalena Mateja

  • Wiosna Młodych: Studencki Koncert Kompozytorski I
  • Galeria U Jezuitów
  • 29.03