Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Wolę "doświadczać", nie "wyobrażać sobie"

- Chciałem, żeby Tomek drażnił, prowokował, by widz miał z nim problem, niekoniecznie go polubił - mówił w poniedziałek w Poznaniu Dawid Ogrodnik, czyli Tomasz Beksiński w obsypanym nagrodami filmie Jana P. Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina".

. - grafika artykułu
Dawid Ogrodnik jako Tomasz Beksiński. Fot. materiały dystrybutora

Spotkanie w Sali Wielkiej Zamku przeciągnęło się prawie do północy. Sam jego bohater wyraźnie nie chciał kończyć, zachęcał publiczność do zadawania pytań, nie uchylał się przed odpowiedzią na najtrudniejsze. - Bardzo dawno nie byłem w Poznaniu. A przecież stąd jestem, tutaj chodziłem do szkoły. Rozmawiajmy! - nalegał.

Razem z Aleksandrą Konieczną (Zofia Beksińska) i Andrzejem Sewerynem (Zdzisław Beksiński) stworzyli w filmie Matuszyńskiego trio niezwykłe. Emocje, które towarzyszą ich wzajemnym relacjom, promieniują na widza. Beksińscy wzruszają i przerażają. Raz są nam bliscy, możemy się w ich codzienności przejrzeć jak w lustrze, innym razem - wydają się ekscentryczni, dziwni, osobni.

Krytycy są zgodni, że siła "Ostatniej rodziny" tkwi przede wszystkim w tych trzech znakomitych aktorskich kreacjach, wybitnych osobowościach, które spotkały się na wysłużonej wersalce w domu Beksińskich. O spotkaniu na planie z Aleksandra Konieczną i Andrzejem Sewerynem Dawid Ogrodnik opowiadał szczególnie chętnie. - Beksińscy byli jak planeta i dwie krążące wokół niej satelity. Tą planetą była Zofia, satelitami - jej mąż i syn. Ola Konieczna znakomicie oddała tę relację - opowiadał o koleżance, z którą pracują na co dzień w TR Warszawa. - Wokół Andrzeja Seweryna, zanim jeszcze spotkaliśmy się na planie, krążyły pytania: co on w ogóle robi w tym filmie? On, wielki aktor z Comédie-Française, trochę egzaltowany... A tu ten Seweryn nagle przestaje być Sewerynem i staje się Zdzisławem - kontynuował. - Od początku traktował mnie po partnersku. Nie miałem do czynienia z "figurą", wielkim dyrektorem. Jak równy z równym kłóciliśmy się, krzyczeliśmy na siebie, wychodziliśmy, trzaskając drzwiami. Jeden z sąsiadów nawet wezwał policję - tak było głośno... Musieliśmy tłumaczyć, że trwają właśnie próby do filmu - zdradzał kulisy produkcji.

By bliżej poznać Tomka Beksińskiego, zatrudnił się na trzy miesiące jako stażysta w Radiowej "Trójce", której dziennikarzem muzycznym przez wiele lat był młody Beksiński. - Budując postać, wolę doświadczać naprawdę, a nie "wyobrażać sobie" - tłumaczył to posunięcie. Przekopał się przez przepastne domowe archiwum Beksińskich - filmy wideo, zapisy rozmów, słuchał audycji, które jego bohater prowadził w "Trójce". Rozmawiał ze znajomymi Tomka, nawet jego psychiatrą. Po premierze filmu pojawiły się jednak głosy, że przerysował postać. Że włożył w nią zbyt dużo ekspresji. - Od sąsiadów Tomka usłyszałem, że byłem jeszcze za mało ekspresyjny - bronił się. I dodał: - Chciałem, żeby Tomek drażnił, prowokował, by widz miał z nim problem, niekoniecznie go polubił. - Na ile rola Tomka Beksińskiego w panu została? Jak bardzo dotknęła? - dopytywali widzowie. - Nie mam prywatnego stosunku do granych postaci. Całkowicie skupiłem się na pracy, czasu było mało, a materiału sporo do ogarnięcia - odpowiedział bez wahania.

Sylwia Klimek

  • Pokaz specjalny "Ostatniej rodziny" i spotkanie z Dawidem Ogrodnikiem
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 3.10