Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie nawykłam do myśli, że mam czytelnika

Rozmowa z Joanną Żabnicką*, poetką-debiutantką. O wydanym właśnie zbiorze "Ogrodnicy z Marly" opowie w najbliższy wtorek w Zamku, podczas kolejnego spotkania z cyklu "Seryjni poeci". 

. - grafika artykułu
"Ogrodnicy z Marly" - debiutancki tom Joanny Żabnickiej

Gratuluję debiutu.

Dziękuję. Wyczekiwany, przenoszony, ale w końcu jest.

Jak długo pracowałaś nad "Ogrodnikami z Marly?

To trudne pytanie, bo nie prowadzę żadnego dziennika, w ogóle jestem dość niesystematyczna. Myślę jednak, że zajęło mi to około dwóch lat, choć w tomie znajdują się również starsze utwory. Dwa i pół roku z kolei czekałam na jego wydanie, a w tym czasie trochę się w nim musiało pozmieniać.

Które z Twoich wierszy ostatecznie się w nim znalazły? Co Cię w nich zajmuje?

Ostatecznie są to 44 wiersze, jak na teatrolożkę przystało, choć przyznaję, że nie było to zamierzone. To książka trochę o zawiedzionych nadziejach, trochę o niemożności uporania się ze sferą emocjonalną. Nie wiem, co charakterystycznego wskazać, co wyróżniałoby tę książkę na tle innych. Jest po prostu moja. Dużo w niej teatru i moich dawniejszych "zakochanek" poetyckich, trochę z podróży, nie wszystkie zostały napisane w Polsce.

Ale komentujesz też bieżącą rzeczywistość. Utkwił mi w pamięci wiersz "Nie pójdziemy na piknik", który napisałaś po odwołaniu spektaklu "Golgota Picnic" dwa lata temu podczas festiwalu Malta czy "W środku centrum gromadzi się gruz"... o spadającym suficie w nowo powstałej galerii handlowej w Poznaniu.

Ten drugi wiersz - "W środku centrum gromadzi się gruz" tytułem nawiązuje do dramatu Artura Pałygi, którym zajmowałam się na studiach. Ale rzeczywiście, trudno byłoby oddzielić od siebie doświadczenia lekturowe i wrażenia dotyczące tego, co mnie otacza, dotyka na co dzień.

Podobno poeci, którzy "zaczynają", chcą za pomocą swoich wierszy coś zrobić na świecie. Jak jest w Twoim przypadku? Nadałaś im cel?

Absolutnie nie. Staram się podchodzić do tego bardzo trzeźwo. Wydałam książkę, ale to w zasadzie nic nie zmienia. Poezja to dla mnie w tej chwili pole do załatwiania własnych spraw i przepracowywania różnych rzeczy. Szczerze mówiąc, trochę jeszcze nie nawykłam do myśli, że mam czytelnika, więc wiersze, które piszę przede wszystkim są wynikiem mojej wewnętrznej potrzeby. Nie jest to poezja interwencyjna i zaangażowana - nie taki był zamysł, ale dotycząca kwestii, które mnie poruszają.

Nazwano Cię na jednym ze spotkań, których byłaś bohaterką, poetką "światłoczułą" i "słowoczułą". Posiadasz zaplecze krytycznoliterackie, więc chyba mogę zapytać - co Ty na to?

To się nie uda. Pewnie także dlatego, że nie wierzę w coś takiego jak obiektywizm, nie potrafię wyjść poza siebie. Nie programuję tego, co chcę napisać. Samo wychodzi. Oczywiście trochę potem nad tym pracuję, ale nie zakładam niczego z góry. Dopiero później widać, że np. jakiś motyw się powtarza. Mój arkusz, który pojawił się w almanachu "Połów. Poetyckie debiuty 2011" to dziesięć wierszy, które traktują o morzu. Tak wyszło, po prostu. Zwyczajnie ta metafora okazała się nośna i pasowała do wielu rzeczy wtedy.

Jak powstają Twoje wiersze? Zapisujesz je na kartce czy siadasz przed komputerem?

Z tym to różnie bywa. W każdym razie nie siadam i nie zakładam, że oto będę tworzyć. Jak już mówiłam, jestem niesystematyczna... Czasami jest tak, że np. wiersz mi się przyśni - i to jest świetne, bo cała robota jest już wtedy właściwie wykonana, trzeba tylko zapamiętać. Kiedy indziej coś przeczytam, usłyszę albo - częściej - nie dosłyszę, i czasem to zapisuję, zdarza się, że w telefonie. To zależy od okoliczności.

Myślałaś kiedyś, żeby napisać np. dramat? Jesteś też teatrolożką.

Chyba zajęłam się wierszem, bo nigdy nie miałam cierpliwości do długich form. Wiersz to błyskotka, która nie jest produktem pierwszej potrzeby, ale jak już się pojawi i jest dobrze wykonana, to może naprawdę cieszyć oko. Choć to z kolei nie oznacza, że nie musi mieć swojego ciężaru - dzięki niemu może zaważać na pewnych sprawach.

Kogo sama czytasz? Masz swojego mistrza?

Uciekam od pojęcia mistrza, bo jeżeli go sobie wybierasz, to zakładasz równocześnie, że już lepiej niż on czy ona nie można. To ogranicza. Jednym z moich pierwszych wzorców był Roman Honet. Teraz zachwyca mnie nadal, ale nie traktuję już jego twórczości tak piedestalnie. Ale lubię też Grochowiaka, Nerudę... Trudno wymienić wszystkich z nazwiska, więc łatwiej będzie jeśli opowiem co mnie interesuje w poezji, czyli na przykład wszystkie te nieoczywistości-rzeczywistości, które poszczególni poeci potrafili dostrzec. Grochowiak np. w jednym ze swoich wierszy mówi o "medalionach śpiących dzieci". I to jest dla mnie taki emblemat dostrzegania czegoś więcej - w tym przypadku śmierci, spokoju, ale też szczególnego napięcia pomiędzy przedmiotem a człowiekiem.

Wydaje mi się, że dużo zostaje we mnie z poezji (i literatury w ogólności), nad którą pracowałam, np. pisząc prace dyplomowe. W swojej magisterce zajmowałam się poezją Andrzeja Niewiadomskiego, w której szukałam sytuacji dramatycznych. Po tym twórcy akurat "odziedziczyłam" średnik. Lubię go używać tak samo jak on, to mój ulubiony znak interpunkcyjny, poezja jest jak zbieractwo.

I znowu wróciliśmy do teatru.

Nie ucieknę od tego, co widać też np. po ilości dedykacji w moim tomie, które są właśnie skierowane do znanych mi ludzi teatru. Bo to chyba nie jest tak, że najpierw byłam poetką, a potem dopiero się przebranżowiłam. Ta dwutorowość w moim odbiorze literatury - nie tylko wierszy - dodaje im jakieś plastyczności; trochę sama dla siebie wystawiam to, co czytam. Poezja z teatrem zawsze mi się rymowała, znalazłam dla nich jakiś wspólny mianownik.

Brałam kiedyś udział w warsztatach dramatopisarskich. Wiem, że nic z tego na razie nie będzie, ale dzięki tym zajęciom wiem, że język wykorzystywany na scenie to rzecz zupełnie odmienna od poetyckiego, gra na zupełnie innych rejestrach. Stąd też poezja recytowana jest tym, od czego stronię. W teatrze i literaturze ważne jest to, żeby każdy znalazł własną ścieżkę do zrozumienia tego, co się w nich dzieje. Ja mam np. tendencję do czytania ołówkiem. Podkreślam, robię grafy, strzałki, jakoś to sobie układam na papierze.

Nie lubiłaś uczyć się wierszy na pamięć. A swoje znasz?

Niektóre tak, ale tylko te najkrótsze. Mam problem z wykuwaniem na blachę. Ale lubię czytać wiersze, z tym problemu nie mam. To przychodzi mi łatwiej niż odpowiadanie na pytania, co zresztą słychać.

Przecież jest ok, chociaż rzeczywiście - myślałam, że będziesz mówić wierszem...

Mówię - tylko, że białym. I stosuję przerzutnie.

rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

*Joanna Żabnicka - absolwentka filologii polskiej i wiedzy o teatrze na UAM. Publikowała m. in. w "Arteriach", "Czasie Kultury", "Dwutygodniku.com", "Tygodniku Powszechnym", "Wakacie", "Zeszytach Poetyckich" oraz w almanachu "Połów. Poetyckie debiuty 2011", w którym mieści się jej arkusz "Tymczasem". Pomysłodawczyni i prowadząca spotkania z cyklu Poezja na Stanie w jednej z poznańskich księgarń oraz Wierszostań! w Teatrze Polskim.

  • Seryjni poeci: Joanna Żabnicka, Marcin Ostrychacz, Tomasz Dalasiński
  • Scena Nowa CK Zamek
  • 13.12, g. 18
  • wstęp wolny
  • prowadzenie: prof. Piotr Śliwiński
  • organizator: Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury