Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Warto być wiernym sobie

Rozmowa z Wacławem Zimplem, zdobywcą tegorocznego Paszportu "Polityki".

. - grafika artykułu
Wacław Zimpel, fot. T. Nowak

Pierwsze w pełni solowe dzieło Lines, krążek tria LAM oraz Switchback 2 - to Twoje płyty, które ukazały się w ostatnim roku. Na ile odzwierciedlają one aktualny stan Twych twórczych poszukiwań?

Lines i LAM są dla mnie ciągle aktualne, mimo że muzyka ewoluuje z koncertu na koncert. W obu przypadkach używam coraz więcej elektroniki i bardzo jestem ciekaw, dokąd podąży muzyka w tych projektach. Switchback to kolektywny zespół improwizatorów. Ostatnimi czasy coraz mniej gram muzyki w stu procentach wyimprowizowanej, aczkolwiek grać ze Switchbackiem uwielbiam. Nasza druga płyta Live in Ukraine to bardzo emocjonalny koncert. Tamtejsza publiczność jest fantastyczna!

Wróćmy jeszcze do Lines. Skąd pomysł na tę płytę, zagraną absolutnie solo? Czy poczułeś, że inni muzycy Cię ograniczają, że musisz wszystkie zdania w tej opowieści wypowiedzieć sam?

Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Chyba po prostu potrzebowałem bardzo intymnej wypowiedzi. Granie solo idealnie się do tego nadaje. A że uwielbiam polifonię, to ponakładałem na siebie sporo instrumentów.

No właśnie, świat poznał Cię i uznał jako klarnecistę. Coraz częściej sięgasz jednak po inne instrumenty od organów analogowych po tradycyjne, jak laotański khaen, hinduska algoza, ukraińska trombita. Skąd ta potrzeba? W ten sposób możesz pełniej wyrazić siebie? Czy to tylko odświeżenie języka, czy "coś więcej"?

Chyba przede wszystkim chodzi o odświeżenie języka. Każdy instrument ma swoją indywidualną logikę. Komponując na innym instrumencie, poznaję terytoria, do których bym pewnie nie doszedł, mając do dyspozycji tylko klarnet. Chodzi tu nie tylko o brzmienie, ale również, a może przede wszystkim, o inne struktury melodyczno-harmoniczne, których nowe instrumenty mnie uczą. Adaptuję później tę wiedzę na klarnet.

Upraszczając nieco, da się wyrysować taką ścieżkę Twojej twórczości, która zaczynałaby się w okolicach nurtu free, pojawiałyby się w niej elementy, umownie powiedzmy, jazzu medytacyjnego, inspiracje muzyką minimal, a dalej muzyką sakralną, etniczną albo tradycyjną. Czy określiłbyś swoją twórczość jako efekt linearnego rozwoju, czy raczej zmiennych nastrojów wynikających ze zmieniających się inspiracji?

Widzę tutaj pewien rodzaj ciągłości. Styl, w którym gram, zmienia się razem ze mną. Zależy mi na tym, żeby moja muzyka zawsze była naturalnym wyrazem tego, jaki w danym czasie jestem. Stąd te ciągłe zmiany.

Na te zmiany mają pewnie wpływ spotkania ze znakomitymi muzykami: nurtu free - np. Kenem Vandermarkiem, minimalu - Evanem Ziporynem, Gyanem Rileyem, artystami z Maroka, Japonii, Indii. Czego Cię uczyły? Wpłynęły na twoje myślenie, wyobraźnię, duchowość?

Praca z Kenem była dla mnie najważniejszą lekcją kompozycji, jaką miałem. Po każdej trasie z jego Resonance'em testowałem pomysły Kena w swoich zespołach, adaptując je dla siebie i muzyków, z którymi grałem. Praca z Evanem i Gyanem również była szczególna. Gyan jest synem wielkiego Terry'ego Rileya, a Evan pracował i z Terrym, i ze Steve'em Reichem. Obaj świetnie znają się z La Monte Youngiem. Amerykańscy minimaliści są dla mnie bardzo ważni. Pracując z Evanem i Gyanem, miałem poczucie ciągłości idei, w której zaczynam uczestniczyć...

A artyści, powiedzmy, egzotyczni?

Jeśli chodzi o moją pracę z muzykami z bardziej egzotycznych części świata, to z każdej z nich wyciągałem coś innego, co wzbogacało mój język. Praca z marokańskim mistrzem muzyki gnawa Maallemem Mokhtarem Ganią była dotknięciem korzeni bluesa, tradycji będącej dla mnie w dużej mierze punktem wyjścia. Z muzykami z Indii tworzę zespół Saagara i ciągle uczę się muzyki karnatyckiej, systemu tali i rag. Muzycy z Tokio nauczyli mnie innego pojmowania czasu, który w Japonii płynie w zupełnie odmienny sposób.

Jak w kontekście powyższych poszukiwań z kręgu awangardy czy eksperymentu określiłbyś swą długą już współpracę z Gabą Kulką?

Gaba Kulka jest wybitną artystką o bardzo silnej wizji swojej sztuki. Bardzo się cieszę, że mogę być częścią jej wizji. Gaba nigdy mnie nie ogranicza. Znajdujemy wspólnie w jej utworach takie przestrzenie, w których mój rodzaj ekspresji najlepiej się sprawdza.

Wśród Twoich licznych artystycznych przygód w ostatnich latach była też współpraca z Krystyną Miłobędzką.

Pani Krystyna jest jedną z najcudowniejszych osób na tej planecie. Jest również genialną poetką. Praca nad naszym wspólnym albumem Tyle Tego Ty była dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem. Starałem się utrzymać muzykę albumu w duchu japońskich tradycji, ponieważ wiersze Pani Krystyny bardzo mi przypominały mądrości zen. Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze razem wystąpić. Bardzo mi na tym zależy.

Otrzymałeś w tym roku Paszport "Polityki" w kategorii "Muzyka popularna". Żartem mówiąc: czy traktujesz to ostatnie jako zobowiązanie?

Może bardziej jako przepowiednię!

A nieco bardziej serio: jakie praktyczne znaczenie ma dla Ciebie otrzymanie takiej nagrody?

Z pewnością to prestiż, uznanie i zastrzyk bardzo pozytywnej energii do dalszego działania, utwierdzający w przekonaniu, że warto być wiernym sobie.

Twoje pierwsze próby, pierwsze koncerty miały miejsce w Poznaniu: w Scenie na Piętrze, Meskalinie, Dragonie, Twoje płyty wydawało Multikulti. Na ile ważne z dzisiejszej perspektywy było to, że tutaj zaczynałeś? Tutejsze miejsca, przestrzenie, ludzie?

To wszystko było i jest dla mnie bardzo ważne. Wiele osób z Poznania bardzo mi pomogło w początkach mojej drogi muzycznej. Dzięki Wawrzyńcowi Mąkini poznałem wybitnych muzyków z chicagowskiego środowiska. Wawrzyniec i Tomek Konwent wydali, jako Multikulti, większość moich płyt. Dzięki Wojtkowi Juszczakowi miałem wiele możliwości występowania. Było mnóstwo koncertów w Dragonie, trochę w Meskalinie. Miejsca, z których mam bardzo wiele ważnych wspomnień. Skończyłem też tutaj szkoły, poznałem wielu ludzi, z którymi do dzisiaj pracuję.

W marcu pojawisz się w Poznaniu z nową płytą Saagary. Jakie to było wyzwanie? Powtórzyć rewelacyjny debiut? Zagrać zupełnie inaczej?

Nigdy nie chcę powtórzyć tego, co już zrobiłem. Nowa Saagara jest kompletnie inna. Jest to kolejny album, nad którym pracowałem z producentem Moorycem. Wprowadziliśmy bardzo dużo elektroniki, przeciągając klasycznych muzyków hinduskich bardzo mocno na zachodnią stronę. Trudno już mówić w przypadku drugiej Saagary o muzyce karnatyckiej. To po prostu nasza muzyka, otwarta na przeróżne inspiracje.

Zagrasz też na festiwalu Spring Break. Jakie inne plany na ten rok? Czy będzie miała ciąg dalszy współpraca z Kubą Ziołkiem?

Z Kubą nagraliśmy w styczniu naszą pierwszą płytę, z utworami, nad którymi pracowaliśmy w pierwszym półroczu 2016 roku. Sami byliśmy zaskoczeni tym, w jakim kierunku podążyła nasza muzyka. Oprócz planów koncertowych z Kubą będę grał z LAM, solo i z Saagarą. Z LAM mamy kilka zaproszeń do USA, z Saagarą planujemy jesienią dużą trasę w Wielkiej Brytanii. Z pewnością będę rozwijał swój solowy projekt.

rozmawiał Tomasz Janas

Wacław Zimpel - pochodzący z Poznania klarnecista, grający też na licznych innych instrumentach, kompozytor, improwizator. Lider znaczących i cenionych zespołów, takich jak Hera, Undivided, The Light, Saagara, LAM. Jest laureatem Nagrody Artystycznej Miasta Poznania za rok 2011 i Paszportu "Polityki" za rok 2016.