Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Nie aktorka - artystka

Założenia najnowszego spektaklu Laury Leish stoją w pozornej kontrze do twierdzeń wpisanych w piosenkę Odrobinę szczęścia w miłości Emanuela Schlechtera i Jerzego Petersburskiego. Zaproponowana w niej odpowiedź na pytanie "O czym marzy dziewczyna / Gdy dorastać zaczyna" - z beztroskim wdziękiem i naiwną lekkością charakteryzującymi kino i estradę dwudziestolecia międzywojennego - sugeruje, że chodzi o znalezienie się na ślubnym kobiercu u boku kochającego mężczyzny. Czy to promocja określonego wzorca zachowań? Dzisiaj nie mamy już raczej wątpliwości, że kultura popularna wytwarza obowiązujące normy, a jej podstawowym zadaniem, obok rozrywki, jest powoływanie iluzji zawężającej repertuar akceptowanych powszechnie działań. W XIX wieku, kiedy nie istniało jeszcze kino ani radio, a o telewizji i internecie nikomu się jeszcze nawet nie śniło, najważniejszym źródłem społecznych zasad i inspiracją dla wyobraźni był teatr - ważniejszym niż współczesne kino albo TikTok. Czy dostrzegacie Państwo manipulację, której dopuścili się autorzy wspomnianej wyżej piosenki? Przecież wiele dziewczyn nie marzy wcale o "odrobinie serca czyjegoś", a o milionach oddanych im serc i naręczach kwiatowych bukietów rzucanych do ich stóp. To wszystko, a także wiele więcej, jeszcze niedawno gwarantować mógł status gwiazdy teatralnych scen.

Kobieta w białym bandażu na głowie i z lampkami choinkowymi na nim robi zbolałą minę. - grafika artykułu
fot. Andrzej Majos

Spektakl Listy do M. nawiązuje do historii kariery Heleny Modrzejewskiej, do dzisiaj uważanej za największą gwiazdę w dziejach polskiego teatru. Firmowany artystycznym pseudonimem monodram Ewy Kaczmarek, którego najsłabszym elementem jest tytuł, prezentuje sceny z artystycznej biografii słynnej aktorki. Niejako przy okazji ukazuje też - nie mniej ciekawe - kulisy życia teatralnego drugiej połowy XIX wieku. Największym atutem przedstawienia prezentowanego w Tłustej Languście jest fenomenalna praca, jaką na scenie wykonuje Kaczmarek. Aktorka, scenarzystka i reżyserka, która od ponad 20 lat aktywnie współtworzy poznański teatr offowy (niegdyś pracująca z Teatrem Biuro Podróży, obecnie z Teatrem Usta Usta Republika), a od dekady realizuje także autorskie spektakle jako Laura Leish, stworzyła wreszcie spektakl dający jej szansę na wykorzystanie pełni posiadanego talentu i umiejętności. Rola, jaką kreuje w Listach do M., pozwala opisać ją słowami, które odnoszą się do bohaterki tego spektaklu: "nie aktorka - artystka".

Twórczyni Listów do M. osadziła opowiadaną historię w kontekście ugruntowanego w drugiej połowie XIX wieku przekonania, że teatr to świątynia sztuki i słowa, miejsce najczystszych wzruszeń, ostoja narodowych wartości oraz rezerwuar wzorcowych manier i właściwych zachowań społecznych. Proszę się nie dziwić: jakie czasy, takie mity. Chociaż główną bohaterką jej monodramu jest Modrzejewska, nie jest to jedyna postać pojawiająca się na scenie. Leish błyskotliwie łączy temat swojego spektaklu z nawiązaniami do własnych doświadczeń zawodowych. Nie gra bogini dziewiętnastowiecznych scen teatralnych, a inną, raczej nieznaną aktorkę, która stara się stworzyć rolę wspomnianej gwiazdy. Ta koncepcja dramaturgiczna pozwala, niczym w Przypadku Kieślowskiego, ukazać alternatywne wersje aktorskiej kariery: sukces, którego skala możliwa była tylko w czasach heroicznych, skontrastowany jest ze współczesną walką o marzenia, których nie sposób zrealizować. Prezentowany w Tłustej Languście spektakl to hołd dla teatru, jakim kiedyś był, i wyraz - raczej nie naiwnej, lecz refleksyjnej - tęsknoty za dawnym znaczeniem i społeczną funkcją tej sztuki.

Korzystając ze wspomnień Modrzejewskiej i nawiązując do ról, które przyniosły jej największe uznanie, Leish eksponuje blaski i cienie życia dwóch artystek. Jedna przez lata olśniewała nie tylko polską, ale też światową publiczność. Druga nadal wierzy w teatr, choć on nie daje jej wiele w zamian, a jego magia wydaje się mrzonką. Przedstawienie łączy słodycz sławy z nutą goryczy, wynikającej z rozdarcia pomiędzy dążeniem do artystycznej doskonałości, zmianą punktów odniesienia, ulotnością zainteresowania widzów i rolą matki. Choć w kontekście podjętego tematu konflikt pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym wydaje się łatwy do przewidzenia, nie działa na niekorzyść spektaklu, który niesie też znaczenia niewysłowione, wyłaniające się spomiędzy pozornie przejrzystych wątków. Tak wracamy do mitu teatru, w XIX wieku będącego najważniejszą przestrzenią kształtowania zbiorowej wyobraźni. Na jego scenach kreowano wzorce myślenia i działania oraz repertuary akceptowanych powszechnie gestów. Publiczność ówczesnych spektakli odkrywała w nich własne tęsknoty i marzenia, zdolne determinować indywidualne cele i sposoby działania. Zapewniona wówczas teatrowi szczególna pozycja pomiędzy innymi dziedzinami twórczości artystycznej procentuje do dzisiaj. Teatr to piękny, romantyczny mit.

Spektakl stworzony i prezentowany w kameralnej przestrzeni oficyny przy ul. Gwarnej 11 skutecznie wskrzesza magię dziewiętnastowiecznego teatru. W antykwarycznej, nieco eklektycznej scenografii, ubrana w historyczną suknię i koronkowe rękawiczki, pojawia się jedynie Ewa Kaczmarek. Męski głos, nazywany "głosem teatru" (Marcin Głowiński), który objaśnia sytuację, tworzy tło zdarzeń i je komentuje, a czasem nawet wchodzi w dialog z postacią, słychać jedynie zza kulis. Nie zawsze wszystko będzie przebiegać zgodnie z planem - rękawiczki okażą się za duże, suknia niewłaściwego koloru, a lustro nie będzie odbijać obrazu stojącej przed nim postaci. W tych okolicznościach bohaterka spektaklu przypomina widzom zasadę teatralnej kreacji: "To, czego nie ma, można sobie wyobrazić". Tu siłę głosu jest w stanie zastąpić jego takt, bukiet fiołków - tandetna, sztuczna róża na metalowej podstawce, a sznur pereł - koraliki. Aktorka z talentem Modrzejewskiej nie musi - co początkowo prowokowało krytykę niektórych komentatorów - trzymać się jedynie ról zgodnych z cechami jej przyrodzonymi. Mogła zagrać niemal każdą rolę kobiecą. Jednego wieczoru pozwalała publiczności podziwiać dobro i kochać się w pięknie prezentowanej postaci, a następnego - nienawidzić innej za jej podłość, małostkowość i brzydotę. Leish rekonstruuje sceny z popisowych ról dramatycznych bohaterki swojego spektaklu, które ta grała niegdyś na poznańskich scenach. Korzysta przy tym z opisów i recenzji, by - uruchamiając mimikę, angażując wyważone gesty i wystudiowany ruch, a przede wszystkim fenomenalnie panując nad głosem - zagrać niczym Modrzejewska. Scenariusz wykorzystuje wypowiedzi samej Modrzejewskiej, komentarze odnoszące się do jej ról oraz fragmenty klasycznych dramatów. Widzowie Listów do M. mogą oglądać Ewę Kaczmarek jako aktorkę podrzędnego teatru, grającą Modrzejewską w roli otrutej Adrianny Lecouvreur ze sztuki Eugeniusza Scribe'a i Ernesta Legouve'a, nieugiętej Marii Stuart z dramatu Friedricha Schillera, popadającej w obłęd Lady Makbet oraz czarującej Julii, bohaterki innej, nie mniej sławnej tragedii Szekspira. Repertuar wspaniałych - tragicznych i ironicznych - kreacji zaproponowanych przez twórczynię w Listach do M. jest znacznie szerszy. Z pewnością warto go poznać.

Fascynujące, jak stojącej samotnie na kompaktowej scenie przed trzydziestoosobową widownią aktorce udaje się zagrać natchnienie, tak że publiczność rozumie legendarną wielkość innej artystki. Jak zerka ona na publiczność, dla której tak bardzo stara się dać z siebie wszystko. Jak zrywa iluzję, kiedy zza kulis słychać głos dziecka wołającego "Mamo!". Jak mierzy kroki, upada, przeciąga agonię postaci i mówi - unikając krzyku, ale nie stroniąc od emocji. Jak ujawnia i przerysowuje te, ale też inne triki, z których słynęła Modrzejewska. Ewa Kaczmarek stworzyła świetny spektakl o alternatywnej wersji siebie samej, którą mogłaby się stać w innych czasach i okolicznościach. Chociaż nie trzyma się kurczowo perspektywy swojej bohaterki, nie uwspółcześnia też jej świata. Jeśli wyraża krytykę systemu gwiazdorskiego, robi to słowami samej Modrzejewskiej, nie różnicując prezentowanych perspektyw. Rozumiem ten wybór. Jednak drobnym zaniedbaniem wydaje mi się pominięcie zjawiska powszechnego w dziewiętnastowiecznym teatrze mieszczańskim, który czasem bywał mylony z wyszukanym domem publicznym. Tym aktorkom, które nie osiągnęły statusu gwiazdy, a było ich przecież wiele, oferował on jedynie ciężką, mało opłacalną pracę, a w dalszej perspektywie dobre małżeństwo lub status utrzymanek. Chociaż od współczesnego teatru częściej niż utwierdzania mitów oczekiwałbym ich demaskacji, jestem w stanie wczuć się w perspektywę przyjętą przez Ewę Kaczmarek. Swoim spektaklem udowodniła ona, że nie tyle "dorastać zaczyna", co jest w pełni ukształtowaną, znakomitą artystką. Marzy nawet o teatrze mitycznym, który przyciąga tłumy widzów i sam tworzy zbiorowe mity, co dzisiaj wydaje się nierealną mrzonką, ale tym samym pozwala mi uwierzyć, że taki teatr nadal jest możliwy. W świecie, który kreuje Laura Leish, dzieją się cuda.

Piotr Dobrowolski

  • Listy do M.
  • scenariusz i realizacja: Ewa Kaczmarek (Laura Leish)
  • Republika Sztuki Tłusta Langusta
  • premiera: 30.12.2023
  • kolejne spektakle 2­­-4.02

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024