Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Gabinet osobliwości

Narożnik ulicy Woźnej i Ślusarskiej skrywa Muzeum Iluzji, Nauki i Sztuki. Okna na parterze mają zamalowane szyby, na każdej z nich można zobaczyć znajomego Białego Królika, który zachęcająco spogląda na przechodniów. Trudno o lepsze zaproszenie, by przekroczyć próg domu i poczuć się jak Alicja w Krainie Czarów czy Neo z Matrixa. To bez wątpienia dobry sposób, by przekonać się, jak mało wspólnego z rzeczywistością ma to, co nam się wydaje.

Sztuczka, w której spod unoszącej się, świecącej żarówki ktoś wyciąga kawałek kartki. Za żarówką ciemne tło. - grafika artykułu
fot. Grzegorz Dembiński

Drzwi do Muzeum Iluzji, Nauki i Sztuki są jak portal do innego wymiaru, gdzie nic nie jest tym, na co wygląda. Oczywiście tak naprawdę to trochę fizyki, dużo optyki i odrobina sztuk plastycznych, ale zarazem fascynująca zabawa dla dzieci i dorosłych. Co ważne, nie trzeba wcale jechać do warszawskiego Centrum Nauki "Kopernik", bo wiele eksponatów jest podobnych, by nie rzec identycznych. Z powodzeniem można więc rozpocząć przygodę ze złudzeniami optycznymi i zagadkami logicznymi od tego nietypowego adresu.

Część eksponatów i rekwizytów skonstruowali sami pracownicy muzeum, jak zapewnił mnie jego kierownik, Michał Buszczak - prawdziwy iluzjonista w swoim drugim zawodowym wcieleniu (jego pseudonim artystyczny to Michael Allen). Z własnego dzieciństwa dobrze pamiętam, jak ważne były wrota do innego wymiaru, by rozbudzić zainteresowanie nauką w rozmaitym formacie. Sam urodziłem się w roku 1961, gdy Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek na świecie poleciał w kosmos, więc każdy z nas marzył, by zostać astronautą. Świat z innego wymiaru mojego dzieciństwa to Międzynarodowe Targi Poznańskie, gdzie w pawilonie USA prezentowano skałę z Księżyca.

Za to Biały Królik na szybach muzeum natychmiast wywołał z pamięci kadry z serialu 1899, gdzie do taktu piosenki White Rabbit zespołu Jefferson Airplane bohaterowie przechodzili przez rozmaite wrota z jednego wymiaru do innego. Magiczne portale, bajkowe królicze nory czy po prostu kosmiczne czarne dziury mają bowiem tę właściwość, że w ich wnętrzu prawa fizyki określane przez czas i przestrzeń są zawieszone. Nawet astrofizycy i kosmolodzy tylko spekulują, jak to możliwe, co pozwala puścić wodze fantazji jak w żadnym innym miejscu.

Cofając się na chwilę do przeszłości, warto wspomnieć, że przy ulicy sąsiadującej z Muzeum Iluzji, Nauki i Sztuki, w poznańskiej dzielnicy żydowskiej, mieszkał w latach 1525-1609 rabin Jehuda Löw ben Becalel, znany jako Maharal. Główny rabin Poznania, kabalista i alchemik, który według legendy po wyjeździe do Pragi stworzył Golema - glinianego potwora, który miał uratować Żydów przed pogromem, ale potem zwrócił się przeciwko swojemu stwórcy. Możemy więc użyć kabalistycznego zaklęcia "abrakadabra" i wejść do wnętrza Muzeum Iluzji, Nauki i Sztuki, by zobaczyć, co Alicja widziała po drugiej stronie lustra.

Prawie wszystkie eksponaty i rekwizyty zgromadzone w środku można, a nawet trzeba wziąć do ręki, przyłożyć do oka czy ucha. Metalowe zabawki z hartowanego drutu przybierają kształty kolejnych figur geometrycznych, zestaw wiszących wahadeł o różnej długości ramion, gdy wprawić je w ruch, poruszają się zgodnie na kształt fali. W Nieskończonej Piramidzie jedno, białe źródło świata rozszczepia się na wiele barw, dzięki ukrytym filtrom. Zabawa z żyroskopami czy z dmuchawą, która więzi piłkę w strumieniu powietrza o niskim i wysokim ciśnieniu, jest też dobrą lekcją fizyki.

Można dotykać, robić zdjęcia lub wysłuchać mrożących krew w żyłach dźwięków krwawego horroru, czyli... wizyty u fryzjera. Okazuje się bowiem, że dźwięki, choćby szczęk nożyc, wywołują z pamięci wspomnienia okrutnych scen jak ze snu czy filmu. Momentami te skojarzenia mogą być faktycznie zaskakujące. Tak jak magiczny stół z odciętymi głowami na talerzu, naszymi rzecz jasna.  Z kolei w bocznej salce możemy odbyć krótką lekcję plastyki na temat perspektywy w malarstwie Leonarda da Vinci czy Vermeera - bo ta jest przecież niczym innym jak złudzeniem optycznym uchwyconym na płótnie. Sam Vermeer używał zresztą kamery obscury podczas malowania swoich arcydzieł.

Tylko dwóch z prezentowanych eksponatów nie wolno dotykać, i są to dwa znakomite przykłady, jak czasami nauka i iluzja idą w parze. Pierwszy, zaraz przy wejściu, to żarówka, która lewituje i świeci (Nicola Tesla byłby zadowolony z takiej prezentacji). Drugi, tuż naprzeciwko, to ruchome piórka, które są przymocowane do wibrującego elektromagnesu - to właśnie on sprawia, że piórka drgają w bardzo szybkim tempie.

W sąsiedniej sali można zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, by utrwalić wrażenie, że spada się w otchłań, a tuż obok zaglądamy do bezdennego zejścia do kopalni, które tak naprawdę zbudowane jest... przy pomocy luster. Dla podtrzymania atmosfery przygód Alicji w Krainie Czarów możemy się przejrzeć lub raczej zajrzeć do kilku krzywych zwierciadeł, by raz być dużym, a raz małym.

Słowo "muzeum" w nazwie zobowiązuje, więc poznamy tu też sekrety zabaw naszych prapradziadków. Przez chwilę możemy poczuć się jak Hans Castorp, bohater Czarodziejskiej góry, który "widział rzeczy zamiast cieni i cienie w rzeczach". Do ręki możemy wziąć bowiem identyczne przedmioty, jakie służyły rozrywce kuracjuszy sanatorium Berghof w Davos - zajrzeć w w kalejdoskop, by podziwiać kolorowe figury, a także spojrzeć w zoetrop - obrotowy walec z nacięciami w bokach, który po rozpędzeniu wywołuje złudzenie ruchu znajdujących się wewnątrz obrazków. Warto też sprawdzić, jak trudno jest napisać swoje imię i nazwisko, tak by można je było odczytać w lustrze. To fenomenalna próba uświadamiająca, jak bardzo naszym umysłem kierują nawyki.

Kto zna portret wielokrotny Witkacego w mundurze rosyjskiego oficera, może zrobić sobie taki sam w sali ze zwierciadłami. Obok na ścianie wiszą trzy plansze w różnobarwne kropki i ciapki. Zmruż oczy, a zobaczysz ukryty napis lub rysunek. Kolejne obrazy na ścianach, rozmaite spirale, fraktale czy multiplikowane kwadraty to złudzenia optyczne. Możemy je znać z monitora komputera, ale dopiero w pełnym wymiarze iluzja ta nabiera mocy. Podobnie z kształtami, które zdają się mieć różną wielkość, co łatwo zanegować, przykładając do nich stosowne drewniane modele zawieszone na sznurku.

Kolejna sztuczka  uświadamiająca nam, jak pokrętnie działa ludzki umysł, to gogle z pryzmatami odwracającymi obraz. Taki świat widzimy zaraz po urodzeniu, wynika to z konstrukcji oka. Dopiero później nasz mózg uczy się obracać obraz do rzeczywistego ustawienia góra - dół. Z kolei kino to nie tylko znajome, wywołujące zawrót głowy iluzje optyczne z Vertigo Alfreda Hitchcocka, ale też efekty z planu filmowego. W pokoju ustawionym do góry nogami możemy zrobić sobie zdjęcie, jak wspinamy się po suficie niczym Spiderman. Jest i lewitacja - tu też zdjęcie na pamiątkę, koniecznie! Warto dać się ponieść optycznym złudzeniom i czarodziejskim sztuczkom. Wyprawa do tego świata jak z innego wymiaru na prawie godzinę pozwala zapomnieć o nie zawsze magicznej codzienności.

Przemysław Toboła

  • Muzeum Iluzji, Nauki i Sztuki
  • ul. Woźna 19/20

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023