Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

OFF CINEMA. Żywoty martwych bohaterów

Organizatorzy OFF Cinema już nie raz pokazali, że międzynarodowy, choć zupełnie poznański festiwal to nie tylko kino z najwyższej półki, ale również spotkania z literaturą. Gościem tegorocznej edycji była m.in. Magdalena Grzebałkowska, która podczas czwartkowej rozmowy z Bartłomiejem Krupą w Kinie Pałacowym CK Zamek z luzem i wrodzonym poczuciem humoru pokazała, co tak naprawdę jest istotą reportażu.

. - grafika artykułu
Fot. M. Kaczyński / CK Zamek

Jak dużą wiedzę na dany temat powinien posiadać człowiek, który chce napisać o nim reporterską książkę? Zdaniem Magdaleny Grzebałkowskiej na wstępie nie musi mieć żadnej. Bez obaw może przystąpić do katorżniczej pracy z garścią luźnych stereotypów w głowie. Ma to sens o tyle, że jako autor nie stajemy wówczas w pozycji mądralińskiego specjalisty. Takiego, co nie nakreśli ogółu, na którym dawno zjadł zęby, ale od razu ugrzęźnie w szczególe nic nie mówiącym żółtodziobowi. Reporterka nie ma wątpliwości, że z początku dobrze jest nie znać swoich bohaterów. To powoduje żywe zaciekawienie nimi, przekładające się na jakość tego, co się o nich pisze. O ile tylko są interesujący...

Grzebałkowskiej nigdy nie było po drodze z kościołem. O Beksińskich wiedziała tyle, co zdążyła przeczytać z Google'a. O pamiętnym roku 1945 miała tak mgliste pojęcie jak statystyczny Kowalski. Czy "nieznajomość" może być dobrym punktem wyjścia do napisania książki? Cóż, udowadnia to zarówno jej debiutancki "Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego", jak i późniejsze "Beksińscy. Portret podwójny" czy ubiegłoroczny "1945. Wojna i pokój". To wokół nich toczyła się rozmowa w Zamku, choć nie da się ukryć, że co było w niej najciekawsze, to przede wszystkim odsłanianie kulis reporterskiego warsztatu.

Autorka nie lubi nudy. Dostawała białej gorączki, kiedy błagano ją o napisanie wstępu do ostatniej ze swoich książek. Twierdzi, że jeśli piszący musi tłumaczyć czytelnikowi o czym pisze, to jest już bardzo źle. Nienawidzi przypisów. Robi je tylko po to, by nie obudzić się kiedyś z ręką w nocniku trzymającą sądowy pozew. Zaczynając w "Gazecie Wyborczej", a później przechodząc do "Dużego Formatu" stała się "człowiekiem Agory". W pewnych kręgach, zwłaszcza katolickich, nie jest mile widziana. A jednak udało się jej "wydrążyć" ks. Twardowskiego, pokazując go jako "fajnego faceta", który jak każdy ma swoje słabości.

Kiedy inni nabierali wody w usta, ona nie bała się pokazać go takim, jakim był. Człowiekiem fascynującym, a jednak z wieloma słabościami. Intrygującym jak normalnie-nienormalna rodzina Beksińskich. Pełna sprzeczności, zupełnie jak wypowiedzi znających ją ludzi. Zamordowany Zdzisław (ojciec-malarz) i samobójca Tomasz (syn-dziennikarz) jawią się jako postaci tak skrajne, że tylko zdystansowanie się od natłoku emocji związanych z ich biografiami może uchronić autora od kującej w oczy grafomanii.

Grzebałkowska podkreślała, że jak bardzo nienawidzi polityki, tak kocha fascynujących ludzi. Przyznaje, że choć ma wiele z dziennikarskiej hieny, to nigdy nie pokusiłaby się o reportaż na temat żyjącej osoby. Bo mówiąc wprost, martwy bohater to najlepszy bohater. Jako archiwistka uwielbia zatapiać się w przeszłości. Jej książki to efekt setek rozmów i godzin "zbieractwa". Podczas pisania "1945. Wojna i pokój" po raz kolejny przekonała się, że od lektury opasłych tomiszczy często woli sięgnąć po... ogłoszenia prasowe z tamtego okresu. Podobno potrafią powiedzieć więcej niż nawet najlepsze akademickie studium o końcu wielkiej wojny.

Nie warto jej wierzyć na słowo - lepiej sprawdzić jej dotychczasowe dzieła, do czego z pewnością zachęciła podczas czwartkowego spotkania. Premiera jej nowej książki, tym razem o Krzysztofie Komedzie, już niebawem.

Sebastian Gabryel

  • 20. MFFD OFF Cinema: Spotkanie z Magdaleną Grzebałkowską
  • Centrum Kultury Zamek
  • 17.11