Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Jesteśmy do siebie podobni

- Myślę, że jesteśmy bardzo do siebie podobni, mamy podobne języki i kultury, a nasza przeszłość jest ze sobą bardzo mocno spleciona. Wiele postaci historycznych jest zresztą wspólnymi bohaterami naszych krajów. To nas łączy i powinno dalej łączyć - mówi białoruski fotografik Oleg Malejko*. Wystawa jego zdjęć zostanie otwarta 8 sierpnia w Atelier Wimar Łazęga Poznańska.

. - grafika artykułu
Wystawa "Aleh Malejka. Wystawa fotografii", fot. Aleh Malejka

Jakie były początki Pana zainteresowania fotografią?

Fotografią zainteresowałem się jeszcze w szkole. Bardzo interesowała mnie magia, która dzieje się w ciemni w momencie wywoływania zdjęć i pojawiania się obrazu na papierze.

Jak wspomina Pan studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Państwowego w Brześciu? 

To był bardzo fajny czas. Jak każde studenckie życie był pełen przygód i śmiesznych historii. Poza tym, podczas studiów na uniwersytecie zdobyłem oczywiście również wiedzę i umiejętności zawodowe. Jestem bardzo wdzięczny za ten okres w swoim życiu. Poznałem wtedy wielu przyjaciół i ciekawych ludzi. Pozostało mi wiele wspomnień. Ciepło wspominam tamte lata.

Założył Pan własne studio fotograficzne. Czym się w nim Pan zajmuje?

Tak, założyłem studio z przyjaciółmi w 2005 roku. Od tego czasu fotografia stała się moją działalnością zawodową. W studiu zajmuję się głównie fotografią reklamową - to bardziej techniczna fotografia, niż taka związana z kreatywnością. Ale jest to dla mnie również ważne zajęcie, bo rozwiązuje moje problemy finansowe.

Co spowodowało, że zaczął Pan interesować się "Polskim Czasem" w Brześciu?

Początkowo zająłem się tym tematem z powodu mojej pasji do historii, a w szczególności historii rodzinnego miasta. Starałem się znaleźć dużo informacji w książkach, zbierałem literaturę i wycinki z gazet. Interesowały mnie stare fotografie miasta, historie z życia ludzi. Zauważyłem, że tę historię można dotknąć i poczuć, a to jest mi znacznie bliższe. W ten właśnie sposób zainteresowałem się architekturą. I zdziwiłem się, jak wiele mamy w Brześciu obiektów architektonicznych związanych z tzw. "Polskim Czasem", czyli okresem międzywojennym. I tym, jak bardzo ta architektura różni się od tego, co zbudowano później. Na początku po prostu fotografowałem różne krajobrazy, budynki, sceny z życia ludzi i miasta, ale później zauważyłem, że wiele budynków popada w ruinę i jest niszczonych. Postanowiłem uwiecznić je na zdjęciach, ponieważ zdałem sobie sprawę, że mogę należeć do ostatniego pokolenia, które może je jeszcze oglądać. Stąd moje zamiłowanie do architektury i historii Brześcia. Chcę uratować miasto zagrożone zapomnieniem i zniszczeniem na fotografiach.

Czy dużo pozostało śladów polskiej historii w Brześciu?

Można powiedzieć, że całkiem sporo. Jednak w ostatnich latach sytuacja uległa zmianie w odniesieniu do dziedzictwa architektonicznego tego okresu. Wiele budynków zostało odrestaurowanych, przez co na ścianach zostały odsłonięte stare szyldy reklamowe w języku polskim i jidysz. A jednocześnie wiele z tego okresu znika. Znikają budynki, pewne znaki i obiekty historyczne, które mogłyby zainteresować zarówno mieszkańców miasta, jak i jego gości.

Dla mnie bardzo smutna jest historia, która przydarzyła się tak zwanej Kolonii Warburga w Brześciu. Bezlitośnie zburzono cały kompleks dwynastu drewnianych domów, zbudowanych w dość rzadkim na Białorusi stylu zakopiańskim. Stało się tak mimo tego, że wielu działaczy i historyków było temu przeciwnych. Uważam to za wielką stratę dla miasta i jego historii.

Czy Brześcianie dbają o takie elementy świadczące o wielokulturowej przeszłości miasta, czy raczej popadają one w ruinę i ustępują temu co nowe?

W tym przypadku widzę niestety więcej punktów ujemnych. Stare dzielnice, posiadające urok wielokulturowego miasta i wyróżniające Brześć spośród innych miast na Białorusi, są nieustannie rozbierane. Budynki zastępuje pseudohistoryczna architektura, tzw. remake. To często psuje harmonijny wygląd starego miasta i szkodzi dziedzictwu historycznemu i architektonicznemu.

Jak mieszkańcy Brześcia odnoszą się do polskiej przeszłości miasta? Czy czasy gdy Brześć w okresie międzywojennym został włączony do II Rzeczpospolitej postrzegają negatywnie jako "polską okupację", czy mają do tego inne podejście?

Teraz sytuacja jest zupełnie inna niż kilka lat temu. Myślę, że doskonale znacie obecną sytuację w naszym kraju. Niestety na poziomie państwowym i dyplomatycznym wszystko dzieje się źle. Prześladuje się mniejszość polską na Białorusi, polskie szkoły i organizacje - wszystko, co związane jest z Polską. Ale większość mieszkańców miasta zawsze, również i teraz, ma bardzo pozytywny i ciepły stosunek do Polski, do polskiej kultury i oczywiście do dziedzictwa historycznego, które łączy nasze kraje. Myślę, że jesteśmy bardzo do siebie podobni, mamy podobne języki i kultury, a nasza przeszłość jest ze sobą bardzo mocno spleciona. Wiele postaci historycznych jest zresztą wspólnymi bohaterami naszych krajów. To nas łączy i powinno łączyć dalej.

Mógłby Pan więcej opowiedzieć o kolonii imienia Felixa Warburga? Czym była?

To dawne domy mieszkalne biednych żydowskich rodzin zbudowane ze środków żydowskiej organizacji dobroczynnej "Joint" ze Stanów Zjednoczonych, pomagającej żydowskim ofiarom I wojny światowej. Należy wspomnieć, że przed II wojną światową prawie połowa mieszkańców Brześcia była pochodzenia żydowskiego.

Osiedle nazwano Kolonią Feliksa Warburga. W kompleksie znalazła się mykwa, pralnia oraz sklep. Kolonia była podzielona na dwie części brukowaną ulicą nazwaną ulicą Feliksa Warburga, dziś jest to Pierwszy Miński Zaułek. Dwanaście działek ogrodzono drewnianym płotem i zabudowano piętrowymi budynkami z poddaszem dwóch typów. Każdy z domów liczył osiem mieszkań i na podwórzu posiadał drewnianą szopę na drewno, drewnianą ubikację z kamiennym dołem, drewniany śmietnik i murowany dół na odpady. Wodę pitną zapewniały cztery studnie. Dodatkowo na terenie kolonii znajdowało się pięć hydrantów pożarowych. Pod dwoma budynkami były duże metalowe rezerwuary z wodą na wypadek pożaru. Wybudowano również dwie pralnie.

W 1941 roku Niemcy deportowali żydowskich mieszkańców Kolonii Warburga do getta, a osiedle ogrodzili płotem z drutem kolczastym i przekształcili w obóz dla jeńców sowieckich. W 1944 roku, po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną, do obozu na kilka lat trafili jeńcy niemieccy i włoscy. Na początku 1950 roku budynki przeszły na własność miasta. Przez kolejne kilkadziesiąt lat - do roku 2010 - w domach mieszkały zwykłe rodziny. Niestety, historia miasta znika wraz z niszczonymi budynkami. A na ich miejscu pojawiają się "repliki" lub obiekty, które nie są w ogóle nie związane z zasadami odbudowy architektury. Tak właśnie stało się z Kolonią Warburga. To miejsce, które już nie istnieje. Udało mi się uchwycić ostatnie lata tego niezwykłego kompleksu architektonicznego. Losy tego miejsca oddają smutną historię naszego miasta.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Oleg Malejko (Aleh Malejka) - fotograf, urodził się w Brześciu na Białorusi, gdzie ukończył Wydział Sztuk Pięknych na Brzeskim Uniwersytecie Państwowym im. Aleksandra Puszkina. Po studiach przez kilka lat pracował na uniwersytecie, gdzie uczył malarstwa i rysunku. Brał udział w wystawach i wycieczkach plenerowych na Białorusi, w Polsce i na Ukrainie. Jego główne pole zainteresowań to fotografia dokumentalna oraz fotografia architektury.

  • Aleh Malejka. Wystawa fotografii
  • wernisaż: 8.08, g. 19
  • Atelier Wimar Łazęga Poznańska
  • czynna do 29.08

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021