Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Po tej gorszej stronie

 - Widywaliśmy się z nią tylko latem. Siadaliśmy w ogrodzie, który był bardzo bezpieczny, bo nie można było nigdzie zajrzeć. Nic tam nie było. Gdy byliśmy w altanie i zmierzchało się, babcia wstawała i mówiąc "No, to co - to już jedziecie" otrzepywała swój fartuszek, po czym szła do domu spać. Krzątanie czy sprzątanie było sygnałem, że goście nie są już mile widziani - tak o bohaterce swojej wystawy Sehnsucht mówi Kamila Kobierzyńska.

. - grafika artykułu
fot. Joanna Czarnota

Gdy kilka lat temu zmarła babcia Eugenia, pozostawiła po sobie nieoczekiwaną spuściznę w postaci olbrzymiego zbioru przedmiotów. Zajmowały one praktycznie wszystkie pokoje domu - osobliwego i skrywanego przed światem magazynu, do którego rodzina nie miała wstępu, i o którego istnieniu nie wiedziała. Eugenia spisywała je i porządkowała na listach, gromadząc nie tylko różnego rodzaju sprzęty, odzież, ale i drogie artykuły spożywcze.

- Znakomitą część tych rzeczy już trzeba było wyrzucić. Były wśród nich zjedzone przez mole ubrania czy zepsute produkty. Musieliśmy wyrzucić setki kilogramów kawy - było jej tyle, że podjechał po nią jeden mały kontener. Nie byliśmy w stanie tego ocalić. Ubrania i ręczniki, które dało się jeszcze jakkolwiek odświeżyć, rozdaliśmy osobom potrzebującym. Zostało też na przykład siedem flakonów wody kolońskiej, które moi rodzice postanowili wziąć do domu. Woda kolońska jest zapachem bardzo specyficznym, ostrym, a przede wszystkim mocno już "niedzisiejszym". Te naczynia są jednak piękne - posiadają rzeźbione reliefy - opowiada artystka. - Ich zatrzymanie to efekt myślenia "szkoda wyrzucić". Moi rodzice, urodzeni w latach 50., należą do tych osób, które wszystkie rzeczy wykorzystują do końca, są zero-waste. Z tego powodu trudno jest też im się z pewnymi przedmiotami rozstać. Podobnie jest w przypadku figurek ceramicznych, wazonów, które również trafiły do mojego rodzinnego domu. Był budowany na dwa pokolenia, a teraz mieszka w nim jedna para - dwójka starszych ludzi. Korzystają z raptem trzech pomieszczeń, a cała reszta stoi pusta. Trochę jest tak, że "magazyn" babci Gieni rozprzestrzenił się po moim rodzinnym domu w Zdzieszowicach - dodaje.

Te rzeczy "znalazły swoje kąty", ale po raz kolejny okazały się niepotrzebne. Dalej zachowały ten sam dziwaczny status magazynowy, który nadała im ich pierwsza posiadaczka. - Maszyny do pisania, "retro" sprzęty kuchenne, różne utensylia też rozeszły się po naszej rodzinie. Te rzeczy często straciły swoją pierwotną funkcję, stały się pamiątkami po babci. Gienia jest przez nie obecna w każdym domu członków mojej rodziny - paradoksalnie bardziej niż za życia. Sama jadam śniadania przy jej stole, ale też wykorzystuję te zasoby w pracy twórczej - przyznaje Kobierzyńska.

Napisała pracę doktorską Kiedy kwitną wiśnie. Postpamięć i transmisja traumy, w której skomplikowany życiorys babci potraktowała jako materiał do refleksji, pracując jednocześnie z materiałem zebranym przez Eugenię za życia. Kobierzyńska odnosi się w niej traumatycznych doświadczeń z czasów II wojny światowej, które odbiły się na zachowaniu kobiety. Jedna ze znanych jej historii dotyczy dramatycznego rozstania babci z prababcią. - Jako Niemki musiały uciekać przed radzieckim frontem, który zbliżał się do wioski. Nie miały zbyt dobrego statusu. Mogły przetrwać wojnę pracując w gospodarstwach u Polaków. Pracowały oddzielnie, a gospodarstwa były od siebie oddalone o kilka kilometrów. W czasie ewakuacji planowano wysadzić most po tym, jak przejdą po nim mieszkańcy. Prababcia zdążyła jeszcze przejść, ale babcia została, a most został wyburzony. Część ludności została po gorszej stronie, więc zaczęli wracać do swoich domów. Prababcia przekupiła ludzi, aby dali jej łódź. Przepłynęła przez rzekę i przez tydzień szukała swojej córki. Gdy odnalazły się po siedmiu dniach, resztę wojny spędziły już razem. Relacja między nimi bardzo mocno się zacieśniła. Po przeanalizowaniu różnych jej zachowań, mam wrażenie jakby Gienia, mimo swojego starzenia się, tak naprawdę wciąż była małym dzieckiem - relacjonuje.

Gdy prababcia przeprowadziła się do Niemiec, korespondowały ze sobą. - Była to najintensywniejsza ze wszystkich relacji Geni - dużo bardziej bliska niż ta, którą miała z dziećmi i swoim mężem. Wszyscy wokół niej byli poniekąd jedynie figurami. Tylko relacja z matką, utrzymywana na odległość, była rodzajem sehnsucht: czymś mocno upragnionym, a zarazem nierealnym do spełnienia w codziennym życiu. Bo gdy się spotykały, to zawsze dochodziło do kłótni. Znam to tylko z opowiadań, bo prababcia zmarła w latach 80. - mówi artystka. Gdy zmarł mąż Eugenii ta poczuła, że została sama, pozostałe relacje, które miała z resztą rodziny, nie były zbyt bliskie.

Ostrożnie i na odległość

W styczniu w galerii Łęctwo odbyła się wystawa doktorska Kamili Kobierzyńskiej Kiedy kwitną wiśnie. Postpamięć i transmisja traumy. Jednym z prezentowanych w niej obiektów były talerze umieszczone na stojakach. - To odniesienie do zabawy, którą pamiętam z czasów dzieciństwa. Swój rodowód ma w tradycyjnych, chińskich ludowych technikach akrobatycznych. Chodzi o wirujące talerze, które wprawia się w ruch wirowy na zaostrzonym pręcie. Ja bawiłam się plastikowym talerzykiem na drewnianym kijku. To wspomnienie dotyczy niewielu chwil, które spędzałam na zabawie z ojcem - wspomina Kobierzyńska.

W Łęctwie stworzyła sytuację ekspozycyjną, wymuszającą na publiczności przechodzenie między talerzykami. Jeśli widzowie chcieli zobaczyć kolejne rzeczy w następnej sali - to musieli uważać, aby ich nie strącić. - Talerze również są rzeczami pozostawionymi przez Gienię. Każdy pochodzi z innego kompletu. Tych zestawów posiadała bardzo dużo. Wykorzystałam talerzyki o średnicy nie większej niż 20 cm. Niektóre były bardzo "zjedzone", przez co ich szkliwo stało się dość szorstkie. Był to dla mnie impuls do tego, aby zetrzeć je do samej porcelany, a następnie pokryć emulsją światłoczułą i odbić na nich fotografie. Umieściłam je pod lekkim kątem na metalowych stojakach, przez co wchodząc do galerii wydawało się, że zaraz mają się przewrócić - opowiada artystka.

Przejście na druga stronę

W Rodríguez Gallery Kobierzyńska stworzyła sytuację zgoła przeciwną - tym razem wręcz zachęcając do dotykania i oglądania rzeczy z bardzo bliska. W pierwszej sali umieściła fotografie o niewielkich rozmiarach, przedstawiające w większości portrety swojej rodziny, wykonane w negatywowych odbitkach na starym jedwabiu w technice cyjanotypii. Ten zabieg sprawia, że z jednej strony nie możemy rozpoznać tożsamości osób. Z drugiej mamy poczucie, że prezentowanym postaciom nadany został w ten sposób inny status, niż w przypadku zdjęć zebranych rodzinnym albumie. Anonimowe i w negatywie - obrazy sprawiają wrażenie, jakby dotyczyły osób, które przeniosły się w inną formę istnienia, w stan absolutu, co tym bardziej jeszcze podkreśla charakterystyczny błękit cyjanotypii - w tym przypadku wykorzystany również i symbolicznie. Przedstawianie ludzi i świata w formie negatywowego obrazu często stosuje się zresztą w kulturze audiowizualnej, aby odnieść się do śmierci czy stworzyć wizję zaświatów - sięgając po wizualność graficznie niby wciąż taką samą, a jednak zgoła odmienną. W ten wyjątkowy sposób prezentowane na wystawie portrety sygnalizują ambiwalentność relacji występujących między członkami rodziny. W przypadku Niemców i Polaków z rodziny Kobierzyńskiej, którzy czasem wzajemnie się nie znali, jest to zbiór osób połączonych więzami krwi i wspólną historią. W planie prywatnym została ona tak silnie uwikłana w konflikt II wojny światowej, że zniszczyła te więzi, przydając im element tragizmu z powodu niemożności nawiązania między sobą porozumienia, czy wręcz - znajomości. A że źródłem dla części z nich były bardzo stare, wręcz nieostre fotografie, to zabieg cyjanotypii tym silniej podkreślił ich upiorny charakter. Wśród tych postaci Kobierzyńska "ukryła" postać księżnej Diany - bohaterki dramatu medialnego, który przeżywał cały świat.

Aby przejść do drugiej sali, trzeba poruszyć sznury zasłony, które artystka pokryła miękkimi pomponami, zakańczając je ciężarkami. Wykonała te ciężarki tak, jak robią to ogrodnicy, którzy obciążają nimi gałęzie wiśni, aby drzewo rosło bardziej rozłożyście. W drugim pomieszczeniu znajdują się już tylko dwa obrazy. Na lewej ścianie - fotografia o wielkości portretów z pierwszej sali, przedstawiająca makabryczny kadr, pochodzący z wiadomości telewizyjnych, a dotyczący tragedii 11 września (zresztą otwarcie wystawy artystka zaplanowała właśnie na 11 września). Kobierzyńska na to, co rodzinne, prywatne, jednostkowe spogląda jako to, co jest kształtowane pod wpływem wielkich, drastycznych wydarzeń. Problem polega na tym, że wszyscy znamy co prawda historię ogólną, lecz niewiele bądź zgoła nic nie wiemy o kształtującej się pod jej wpływem historii osobistej. Choć paradoksalnie bliska jej przez pokrewieństwo, taką odległą i nieznaną osobą pozostała dla niej babcia. Słyszała o niej co prawda różne historie, lecz nigdy nie nawiązała z nią bliskiej, zdrowej relacji, którą mają, a przynajmniej wydaje się nam, że powinni mieć członkowie rodziny.

Drugi, tym razem wielkoformatowy obraz, który jest wprawdzie oddzielony od widzów w pierwszej sali zasłoną, lecz pozostaje częściowo dla nich czytelny, to widok spokojnego morza. Skupiając na nim wzrok, można pogrążyć się w jego harmonijności, przyjemnym, mglistym błękicie. Uzyskamy w ten sposób choć krótkie wytchnienie od poruszającej, mrocznej i cichej tragedii życia Eugenii, której traumatyczne przeżycia przekształciły resztę jej życia po II wojnie światowej w stan przedziwnej tęsknoty za czymś niemożliwym i niby upragnionym, lecz tak naprawdę nieprzynoszącym ukojenia, harmonii i spokoju.

- Obraz odnosi się do wydarzenia z sierpnia ubiegłego roku, kiedy to Banksy ufundował łódź dla uchodźców-rozbitków z Morza Śródziemnego. Osoby te zostały ocalone przed utonięciem, ale żadne z państw nie chciało ich przyjąć na swój ląd. W ten sposób ten ograny już w historii sztuki dekoracyjny motyw horyzontu morskiego, stał się przekleństwem dla tkwiących w łodzi z widokiem na landschaft - tłumaczy Kobierzyńska. Być może właśnie taki piękny widok morski najlepiej oddaje nieszczęśliwość i paradoksalność uczuć związanych z sehnsucht.

Marek S. Bochniarz

  • Kamila Kobierzyńska Sehnsucht /ˈzeːnzʊxt/
  • Rodríguez Gallery
  • wystawa czynna do 29.09
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021