- Zależało mi na tym, żeby była to opowieść o życiu, a nie o śmierci. Żeby nie było czarno-białe, tylko kolorowe. Żeby te postaci były prawdziwe, żyły. Żeby spojrzeć na nie nie poprzez pryzmat wojny, tylko tak jak oni wtedy patrzyli na siebie i na świat wokół - opowiadał na spotkaniu wokół powieści Stramer Mikołaj Łoziński. - Wtedy były inne dekoracje, inne ubrania, inne technologie, ale gdzieś w środku ci ludzie chyba byli podobni do nas. I wydaje mi się, że jesteśmy mądrzejsi od poprzednich pokoleń tylko o tyle, że wiemy, co się z nimi stało...