Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ALE KINO! Ulotna niewinność

Na pytanie dyrektora sierocińca o to, kim chciałby zostać w przyszłości, nowo przybyły chłopak zgodnie z prawdą odpowiada, że astronautą. Natychmiast zostaje potężnie spoliczkowany i oskarżony o impertynencję. Ta scena najlepiej oddaje rzeczywistość duńskiego ośrodka, w którym metody wychowawcze opierają się na przemocy i strachu, a marzenia są zakazane.

. - grafika artykułu
Kadr z filmu "Nadejdzie dzień", fot. materiały Ale Kino!

Erik i Elmer, bohaterowie filmu "Nadejdzie dzień", nie należą do najgrzeczniejszych dzieci - zaledwie parę dni temu po raz kolejny zostali przyłapani na kradzieży. Kiedy ich matka trafia do szpitala ze zdiagnozowanym rakiem, zostają wysłani do zakładu dla porzuconych i osieroconych chłopców. Tam szybko przekonują się, że dyrektor to despota, który wraz z podległą mu kadrą stosuje brutalne metody wychowawcze. Bici i maltretowani, na swój sposób próbują stawić czoła oprawcom. Po swojej stronie mają tylko nauczycielkę języka duńskiego, która jednak w patriarchalnym, uporządkowanym hierarchicznie świecie nie ma wiele do powiedzenia.

Jak stąd do Księżyca

W drugiej połowie lat 60. XX wieku, czyli wtedy, gdy dzieje się akcja filmu, stosowanie kar cielesnych było już w Danii oficjalnie zakazane. Jednak za zmianami w kodeksach karnych nie nadążały przemiany kulturowe i świadomościowe, stąd wiele izolowanych od społeczeństwa instytucji - podobnie zresztą jak domów rodzinnych - stanowiło bastiony skostniałych poglądów na wychowanie, w których nierzadko działy się przerażające rzeczy. Opowiedziana w filmie, oparta na faktach historia koncentruje się na wydarzeniach w jednym z sierocińców, do którego trafili dwaj bracia, w tym jeden obdarzony wyjątkową wyobraźnią.

Elmer, wychowany na komiksowych opowieściach o podboju kosmosu, marzy bowiem o zostaniu astronautą. Chłonie wszelkie medialne doniesienia na temat planowanego przez NASA lądowania na Księżycu, godzinami potrafi opowiadać niesamowite historie, czym zyskuje sobie uznanie wśród innych chłopców. Jego niespotykana pasja nie tylko od początku jest dla niego ukojeniem, ale też posłużyła twórcom filmu za swego rodzaju paralelę - odległość między Ziemią a Księżycem odpowiada granicy między zamkniętą przestrzenią ośrodka a światem zewnętrznym, wolnością. Przebycie tej pierwszej wydaje się dla nieokiełznanej jeszcze wyobraźni w pewnym sensie łatwiejsze, niż przekroczenie tej drugiej. Współistnienie obu pozwala Elmerowi w nieludzkich warunkach na długo zachować dziecięcą niewinność, której raz utraciwszy, nie da się już odzyskać.

Zderzenie światów

Na "Nadejdzie dzień" można spojrzeć z dwóch perspektyw. Po pierwsze, jest to film wpisujący się w długą tradycję kina opowiadającego o odbywającym się za drzwiami ośrodków penitencjarnych łamaniu woli rzekomo nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie jednostek ("Lot nad kukułczym gniazdem", 1975), których bezbronność nierzadko wykorzystywana jest przez personel ("Uśpieni", 1996). W tym ujęciu jest to też rozprawa ze zhomogenizowaną, nieznoszącą odstępstw i nieuznającą różnorodności kulturą, która spychana z głównego nurtu znajduje swoje przyczółki w zaciszu prywatnych domostw i trudno dostępnych dla osób postronnych placówek. Po drugie, jest to też poruszająca opowieść o heroicznym oporze dziecięcej wyobraźni, którą metodycznie niszczy się przez nieuwzględniające indywidualności młodych osób systemowe wychowanie.

Film Nielsena sprawdza się w obu wymienionych przypadkach, do czego przyczyniły się też wspaniałe kreacje młodych aktorów, a w szczególności Haralda Kaisera Hermanna wcielającego się w Elmera. Malec, zwykle małomówny, chyba że opowiada o wyprawach w kosmos, ze swoim niewinnym i jednocześnie pełnym zrozumienia spojrzeniem, stanowi doskonałe przeciwieństwo demonicznego dyrektora, przerażająco wiarygodnie zagranego przez Larsa Mikkelsena (starszego brata Madsa). Ich konfrontacja, jakże nierówna, generująca silne emocje, to prawdziwe zderzenie dwóch światów, których współistnienie na dłuższą metę nie jest możliwe.

Drodzy czytelnicy!

Na koniec pozwolę sobie opowiedzieć krótką, z życia wziętą historię. Wracając do domu po seansie spotkałem koleżankę, która - jak to w takich przypadkach bywa - zapytała mnie, co porabiam. Odpowiedź, że aktualnie relacjonuję festiwal Ale Kino!, skwitowała uśmiechem i słowami: "aha, czyli kino familijne".

Drodzy czytelnicy. Jeżeli są wśród was osoby, które nigdy nie były na Ale Kino! i podobnie jak moja koleżanka postrzegają ów festiwal, gorąco zachęcam do wybrania się w najbliższych dniach do Multikina 51, by zweryfikować wyobrażenia. W szczególności polecam "Nadejdzie dzień", który na półmetku wydarzenia oceniam najwyżej spośród tych, które dotąd miałem okazję obejrzeć. Będą jeszcze dwie okazje - w piątek i sobotę.

Adam Horowski

  • 34. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza "Ale Kino!"
  • "Nadejdzie dzień", reż. Jesper W. Nielsen, 2016
  • kolejne seanse: 2.12, g. 19:30; 3.12, g. 19:30, Multikino 51